wtorek, 30 marca 2010

Ubogowęglowodanowo lecz słodko

Czy odchudzający się mogą zjeść śniadanie wielkanocne?
Tradycyjne śniadanie z obowiązkowym jajkiem, szynką - właściwie podstawą diet proteinowych - tak! A ciasto? Też! Oto dwa jego rodzaje dozwolone (pod pewnymi warunkami) dla atkinsowców, dukanowców, montignacowych i optymalnych.

SERNIK OPTYMALNY
(wg. "Dieta optymalna" Jan Kwaśniewski, Marek Chyliński, ze zmianami)

składniki:
1/2 kg białego półtłustego sera
1 kostka masła
8 jajek (oddzielone białka od żółtek)
4 żółtka
1 łyżka mąki ziemniaczanej
12-15 tabletek słodziku (nie aspartam, bo traci słodycz w czasie pieczenia!) W oryginale był to jednak cukier w niewielkiej ilości; Kwaśniewski nie poleca słodzików.
zapach waniliowy lub skórka cytrynowa

wykonanie:
Zmielić ser. Miękkie masło rozetrzeć na krem i dodawać po jednym żółtku ucierając (miksując). Następnie ucierając małymi porcjami dodawać ser, na koniec - zapach, słodzik i skrobię ziemniaczaną. Z białek (ze szczyptą soli) ubić sztywną pianę i delikatnie wymieszać z masą serową.
Piec ok. 45 - 50 min w formie keksowej (tortownica ma szparę, przez którą wycieknie masło!) wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą. Elektryczny piekarnik nastawiam tylko a 180 stopni, bo się boję przypalić. Sernik rośnie wysoki, pulchniutki, ale potem opada, czym ja się wcale nie przejmuję - smakuje bosko!














BABECZKI MAŚLANE Z RUMEM

(Przepis podaję za "Książką kucharską doktora Atkinsa" z moimi modyfikacjami.
)

składniki:
1/4 szklanki mąki z tofu lub sojowej (u mnie zastąpione zmieloną na proszek zieloną soczewicą)
1/4 szklanki zmielonego sezamu (u mnie mielony suchy mak)
1/4 szklanki sproszkowanej proteiny z serwatki (zastąpiłam odtłuszczonym mlekiem w proszku)
2 duże roztrzepane jajka (nie wiem, czemu "roztrzepane", moje były normalne)
3 łyżki kwaśnej śmietany
1 łyżka miękkiego masła
1 łyżeczka rumu (nie miałam i chyba dałam jakiś inny alkohol plus trochę aromatu arakowego)
1 1/2 saszetki słodziku, ale nie aspartamu, gdyż w wysokiej temperaturze traci słodycz (dałam 6 rozgniecionych tabletek takiego na sacharynie)
1/2 łyżeczki esencji waniliowej (pominęłam)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (cholera wie, po co, skoro działa on tylko na mąkę, ale dałam)

wykonanie:
Nagrać piekarnik do 180 stopni. Foremki grubo posmarować masłem. Wszystkie składniki wymieszać na gładką masę, napełnić foremeczki do 2/3 wysokości i piec 20 - 25 min jeśli foremki są o pojemności jednej szklanki, jak u Atkinsa. Moje są malutkie, ale też długo piekłam, bo nie znoszę niewypieczonego ciasta. Próba "patyczkowa" (nakłuć, obejrzeć czy suchy) powinna rozwiać wątpliwości.
Dodatkowa propozycja z książki to wsypanie do ciasta garści czarnych jagód.

poniedziałek, 29 marca 2010

Mazurek tropikalny



W oryginale ciasto nazywało się "krajanka cytrusowa", ale doszłam do wniosku, ze bycie mazurkiem zależy wyłącznie od kształtu i dekoracji - jest tyle różnych przepisów i żadnej ogólnej reguły ;)
Ten na zdjęciu również pieczony jest dawniej. Nie upiekę przecież specjalnie, żeby nowe zdjęcie zrobić, a przepis może komuś się przydać. Taki oczekujących na wpisanie przepisów i zdjęć mam całe mnóstwo i nie chcę z nich rezygnować.
Ja już wybrałam zestaw ciast na tę Wielkanoc (orzechowy, adwokatowy, różany i babka) i tej wersji będę się trzymać! Oczywiście wszystko po porządku na blogu się znajdzie, spokojna główka!

MAZUREK TROPIKALNY (zwany też krajanką cytrusową)

spód:
1 szklanka mąki
1/4 szklanki cukru
1/2 kostki masła
1/2 łyżeczki kardamonu w proszku

Ciasto zagniatamy i wykładamy nim małą prostokątną foremkę (bez smarowania). Pieczemy 12 - 17 minut na jasnozłoty kolor w temperaturze 175 stopni.
Tymczasem ucieramy składniki wierzchu:

1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki wiórków kokosowych
2 jajka
2 łyżki mąki
szczypta soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki utartej skórki cytrynowej
2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
2 łyżki soku z cytryny

Wykładamy na podpieczony gorący spód i pieczemy jeszcze 15 - 20 minut do lekkiego zrumienienia. Kroić trzeba po całkowitym wystudzeniu. Najładniejszą dekoracją jest równo posypany na wierzchu cukier puder, ale nic nie stoi na przeszkodzie nasypać posypkę cukrową w barwach wiosenno - wielkanocnych lub ponalepiać opłatkowe stokrotki.

niedziela, 28 marca 2010

Kurczak pięć smaków - błyskawicznie


Warto zaplanować to danie dnia poprzedniego i zamarynować kurczaka w przyprawach, lecz nie jest to konieczne. Zamiast przyprawy 5 smaków można użyć innego zestawu, np. garam masali. Podana ilość wystarcza dla trzech osób. Niedrogo.
Wersja przepisu z detalami dla początkujących.

składniki:
1 pierś kurczaka
1 - 2 łyżeczki przyprawy 5 smaków
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżeczki oleju sezamowego (można zastąpić zwykłym, rzepakowym lub arachidowym)
1 mała marchewka
2 garście kiełków fasolowych (mung)
1 średnia cebula
ok. 10 dkg kapusty włoskiej (lub pekińskiej)
2 łyżki oleju lub kurzego tłuszczu do smażenia (można zstąpić smalcem lub plantą)

Do podania: gotowany ryż lub kluski.

wykonanie:
1. Opłukaną pierś kurzą pozbawić błonek i pociąć na 3 - 5 cm długości paseczki wzdłuż włókien mięsnych (tak, dla odmiany). Wymieszać przyprawą, olejem i sosem sojowym w miseczce i odstawić na przynajmniej 1/2 godziny, a najlepiej na całą noc.
2. Przygotować warzywa: marchewkę obrać i pokroić na paseczki (zapałkę, julienkę itp.), obraną cebulę w piórka (ósemki w kierunku od korzenia do czubka i rozdzielić warstwy), kiełki wypłukać i dokładnie osączyć na sitku i w ściereczce (żeby nam potem woda nie pryskała w kontakcie z gorącym tłuszczem), kapustę pociąć na paseczki lub kwadraciki dogodne do chwytania pałeczkami lub nabijania na widelec.
3. Do rozgrzanego rondla (szeroka patelnia, wok) wlewamy 2 łyżki oleju i wkładamy paski marchewki, mieszając smażymy na dużym ogniu, aż zjaśnieją (minuta, dwie).
4. Dokładamy paseczki kurczaka i mieszamy wszystko, aż kurczak się zetnie (przestanie być różowy).
5. Wtedy wrzucamy cebulę i kiełki i mieszając smażymy dotąd, aż cebula się zeszkli (kolejne 2 minuty); dokładamy kapustę i jeszcze chwilę smażymy, aż kapusta trochę "zwiędnie" i pokryje się tłuszczem. Całość - stale mieszając i na dużym ogniu - smaży się ok. 10 - 12 minut! Można dłużej, jeśli mięso marynowało się krótko, albo marchew pokroiliśmy trochę grubiej.
6. Wykładamy na talerze lub do miseczek, gdzie powinien znajdować się już gorący ryż lub makaron. (U mnie ryżowe gnocchi skropione olejem sezamowym - bardzo pasowały.)

sobota, 27 marca 2010

Mazurek o smaku adwokata bez pieczenia



składniki:
ok. 10 dkg herbatników maślanych - do wyłożenia foremki (ewentualnie można jednak upiec cienki spód z kruchego ciasta)
1/2 szklanki wody
1 kostka masła
3/4 szklanki cukru
2 łyżeczki cukru waniliowego
2 żółtka umytych i sparzonych jajek
1/2 szklanki adwokata
40 dkg mleka w proszku (niebieskiego)
1 kieliszek wódki
1 paczka dmuchanego ryżu lub 10 dkg pokruszonych herbatników maślanych (niekoniecznie)
polewa czekoladowa i pisaki cukrowe do dekoracji (niekoniecznie)

wykonanie:
1. wykładamy blaszkę folią spożywczą, a następnie herbatnikami (lub pieczemy kruchy spód - wtedy mazurek będzie "solidniejszy")
2. w garnku gotujemy wodę, masło i cukier do rozpuszczenia, dodajemy cukier waniliowy
3. w filiżance mieszamy żółtka z odrobiną gorącego płynu i wlewamy do całości, chwilę mieszamy nie zmniejszając temperatury lecz NIE GOTUJĄC (żółtka mają nie tylko zagęścić masę, ale też dodać jej jajecznego smaku)
4. po przestudzeniu dolewamy adwokata i wódkę, dosypujemy mleko w proszku, dokładnie mieszamy
5. mieszamy masę z pokruszonymi herbatnikami lub ryżem dmuchanym - robiłam taki mazurek pierwszy raz, więc bałam się, że nie zastygnie, jeśli nie dodam czegoś chłonnego, ale jestem pewna, że BEZ ryżu będzie jednak lepszy
6. wykładamy masę na spód (herbatniki) i wyrównujemy
7. po ewentualnym udekorowaniu zostawić do zastygnięcia
8. kroić na bardzo małe kwadraciki - jest bardzo słodki :)

czwartek, 25 marca 2010

Ciasteczka miętowe bez jajek


Poczułam się trochę ponaglona dramatycznym komentarzem pod wpisem z Dnia Gier Planszowych ;) Maślane ciastka z miętowym nadzieniem z pralinek dodaję do wielkanocnej akcji (tak będę dodawać raz do jednej, raz do drugiej, bo nie chcę z żadnej z nich rezygnować, a dublować wszystko też nie ma sensu.) Zdjęcia mam jeszcze z Games Roomu, ale nic nie stoi na przeszkodzie ozdobić te ciastka w motywy wielkanocne, chociaż są bez jajek (które zużyjemy na pisanki i do bab).


MIĘTOWE CIASTECZKA
2 szklanki mąki
1 szklanka masła (25 dkg)
1/3 szklanki śmietany
cukier kryształ do obtaczania
24 pastylki miętowe w polewie czekoladowej (lub After Eight lub czekolada nadziewana)

1. Wyrabiamy maślane ciasto bez cukru (dla efektu można dodać szczyptę kurkumy - będzie żółciutkie), schładzamy w lodówce, a następnie wałkujemy na 5 milimetrów grubo suto podsypując mąką, bo się klei.
2. Wykrawamy szklanką krążki; na połowie z nich kładziemy praliny, a druga połowę zanurzamy w cukrze, przykrywamy praliny i zlepiamy. Albo, jeśli chcemy mieć ciastek dwa razy więcej, przekrawamy czekoladki na połówki i każdą pakujemy w pierożek z jednego krążka ciasta. Mnie się źle sklejało, więc robiłam pierogowe zaplatane brzegi, bo wypłynięcie kleistego nadzienia w czasie pieczenia to nic dobrego ;)
3. Pieczemy ok. 10 minut w temperaturze 200 stopni na blasze wyłożonej pergaminem do pieczenia lub folią aluminiową. (Maślane ciasta zwykle piecze się krótko w wysokiej temperaturze, dlatego właśnie takie ciasto sprawdza się przy tym nadzieniu, które nie powinno się przypalić, podobnie jak cukrowa posypka na ciastkach.)
4. Ważne: trzeba odczekać 1 minutę, zanim zacznie się zdejmować ciastka z blach, bo są jeszcze zbyt wiotkie i grożą oparzeniem gdyby nadzienie się jednak wylało. Nie można czekać też zbyt długo, bo gotowe się poprzylepiać do papieru lub folii.

poniedziałek, 22 marca 2010

Ciasteczka z orzeszkami ziemnymi lub jakimikolwiek

ciasteczka fistaszkoweKolejne ciastka znalezione w niewydarzonym tomiku z 1993 roku, ale przerobione przeze mnie dość zasadniczo. Przepis polecał bowiem dodanie dwóch szklanek solonych orzeszków i jestem pewna, że tej ilości nie dałoby się wgnieść w ciasto. Na dodatek do ciasta miała być dodana łyżeczka soli, co moim zdaniem jest przesadą, wystarczy sól, która już jest na orzeszkach. Dodałabym tę sól, gdybym robiła ciastka z migdałami, co zamierzam uczynić w najbliższym czasie. Jeśli ktoś nie ma brązowego cukru, to można zastąpić go białym; i tak dominuje smak orzechów.

składniki:
1/2 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki białego cukru
1/2 kostki masła
2 jajka (lub 1 jajko i 1 żółtko)
1/2 łyżeczki cukru waniliowego lub ziarenka wanilii (niekoniecznie)
1 1/2 szklanki mąki (trzymać więcej w pogotowiu, gdyby ciasto okazało się za luźne)
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki soli (tylko jeśli używamy niesolonych orzechów!)
2 szklanki prażonych orzeszków ziemnych (1 mielimy)

wykonanie:
1. Połowę orzeszków mielimy (trzemy) w maszynce do orzechów.
2. Piekarnik nagrzewamy do 175 - 180 stopni. Wszystkie składniki, z wyjątkiem 1 szklanki całych orzeszków, zagniatamy do otrzymania jednolitego ciasta, a następnie mieszamy z orzeszkami.
3. Formujemy z ciasta kulki starając się, żeby w każdej znalazły się wgniecione orzeszki (uwaga: wypadają), układamy na blasze (ja wykładam ją folią aluminiową) w odstępach 5 cm.
4. Pieczemy na jasnozłoty kolor 12 - 15 minut (uwaga na różne rodzaje piekarników, ja mam elektryczny i ciastka mało się rumienią, w gazowym może to trwać krócej!). Studzimy na kratce w suchym, przewiewnym miejscu. Przechowujemy w szczelnym słoju lub puszce.

Gorąco polecam te, naprawdę nietrudne do zrobienia, a smakujące każdemu ciasteczka! Może przydadzą się na święta?

Kuchnia Wielkanocna 2010

sobota, 20 marca 2010

Prędko, prędko - makaron z warzywami i kiełbasą

Oto potrawa odpowiednia na dzień wiosennych porządków. Używamy do niej składników, które akurat wpadną w rękę i wychodzi coś bardzo dobrego, co nie wymaga ani wiele czasu ani specjalnej uwagi, a napełnia brzuszki.

garnek, olej

mały kawałek pora (posiekać rzucić na olej)

2 kiełbasy zwyczajne (pokroić w plasterki i do gara)

2 duże ząbki czosnku (posiekać i do gara)

30-50 dkg dyni (pokroić w małą koskę do gara)

pół cukini małej z ładną skórką (w ćwierć-plasterki i do...)

30 dkg makaronu rurki (wiadomo co)

2,5 szklanki wody (j.w.)

od tej pory gotować nie dłużej niż 15 min ale raczej tyle, ile napisano na opakowaniu makaronu


piątek, 19 marca 2010

Kukurydziane laddu - przysmak dzieci

laddu
Laddu to tradycyjne indyjskie słodycze, robi się je najczęściej z mąki cieciorkowej (besan). Tylko spróbujcie taką kupić poza Warszawą i Krakowem! Jeśli się uda - bardzo polecam jej użycie, bo jest pyszna. Dla wszystkich, poza szczęśliwcami z wielkich miast, wymyśliłam wersję kukurydzianą.
Ogromną zaletą dla niektórych może być to, że te kuleczki mają skład zbliżony do ciasteczek, a nie wymagają użycia piekarnika. Przepis na besan laddu (lub laddoo) znajduje się w każdej książce o kuchni indyjskiej. Są one najwyraźniej tak popularne, jak nasze pączki. Pamiętacie film "Czasem słońce, czasem deszcz"? Jednego z bohaterów przezywano w dzieciństwie Laddu (przepadło w tłumaczeniu niestety, ale słychać w piosence), bo był mocno pączusiowaty.
A oto moja wersja tych słodziutkich kuleczek:

KUKURYDZIANE LADDU

20 dkg mąki kukurydzianej (ok. 1 1/2 szklanki)
1 kostka masła (dobrej jakości)
ok. 10 dkg cukru pudru (1/2 szklanki, można troszkę więcej)
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu

W garnku powoli stopić masło, dodać mąkę i stale mieszając prażyć 15 - 20 minut na niezbyt dużym ogniu, dodać kardamon i poprażyć jeszcze 2 minuty. Zdjąć garnek z ognia, dodać cukier i starannie wymieszać. Po lekkim przestudzeniu formować kuleczki. Uwaga: początkowo może się to wydawać trudne, bo przy zbyt silnym nacisku rozpadają się. Trzeba wyczuć jaką ilość masy jest nam najwygodniej formować w dłoni, żeby nacisk był równomierny - komuś może być łatwiej lepić duże laddu, wielkości mandarynki, a mnie wychodziły jak małe włoskie orzechy. Po odłożeniu w chłodne miejsce kulki twardnieją i już nie mają skłonności do rozpadania się.

To najprostsza wersja, ale przepisy są różne. Wiele z nich poleca dodatek wiórków kokosowych, mielonych lub siekanych orzechów, migdałów, różne aromaty i przyprawy (wanilię, cynamon), czasami bakalie. Wypróbowanym przeze mnie dodatkiem jest masło z orzeszków ziemnych (1-2 łyżki), przypuszczam, że tahini czy prażony sezam też byłyby dobre. Do słodzenia można użyć podobno fruktozy, lecz ja nie eksperymentowałam na razie. Można też zrobić laddu z pure grochowego, ze zmielonego w młynku do kawy grochu, a nawet ze zwykłej mąki. Wybrałam kukurydzianą, bo mi konsystencją przypominała mąkę z ciecierzycy i faktycznie - kuleczki bardzo podobnie rozpadają się na języku, jednak smakiem nieco ustępują tym cieciorkowym (które kiedyś robiłam). Może jednak dla dzieci są nieco lżej strawne takie kukurydziane, a że dzieciom smakują, to udowodnione!

środa, 17 marca 2010

Galaretka na cześć św. Patryka



Zdjęcie po ćmoku robione, to i zieloności nie widać za bardzo, a jest to zielona agrestowa galaretka (fabryczna), rozpuszczona w połowie zalecanej ilości wrzątku i mocno ubita (zmiksowana) - zrobiła się prawie biała i tak lekka, że trudno ją było nakładać na talerzyki. Ale pożarli i do światła dziennego nic nie dotrwa. Ta plama/kleks to adwokat dodany do smaku.
Pomysł ubicia galaretki bez niczego (mleka, śmietany) spotkałam kiedyś na pewnym blogu, którego teraz znaleźć nie mogę, żeby linka dać, więc zadowolona jestem, że wtedy podziękowałam w komentarzu.
Problem tylko w tym, że tamta zachowała kolor i przejrzystość stając się pianką, więc pewnie swoją zaczęłam ubijać za wcześnie (jeszcze nie zastygała) i utłukłam zbyt mocno - jest tak lekka, że jej kawałki niemal fruwały w powietrzu ;)

wtorek, 16 marca 2010

Zielona zupa odchudzająca


Od razu spodobała mi się zielona akcja, więc bez namysłu się do niej przyłączyłam. Uważam, że powinny być jeszcze akcje w innych kolorach - we wszystkich po kolei! :D
Wiem, wiem, że tu chodzi o Irlandię, jej symbol i św. Patryka. Może chodzi też troszkę o wiosnę i to, że tej zieloności tak mało na razie, a taka pożądana.
Chciałam zrobić zupę z pokrzywy albo lebiody, którą dawniej na przednówku robiły śląskie gospodynie, ale najwyraźniej na te przysmaki jeszcze za wcześnie :( Na szczęście są dyżurne słoiczki łypiące na mnie z szafki, więc powstała nieśmiertelna szczawiowa. Była już tutaj wprawdzie (w towarzystwie innych zup), ale teraz prezentuję wersję bardziej dietetyczną: na chudym mięsku i bez śmietany, za to z mnóstwem zieloności.

DIETETYCZNA SZCZAWIOWA
1/2 kg chudego mięsa (najlepiej wołowego, ale ja wzięłam chudy kawałek łopatki wieprzowej, myślę, że może być też kurczak)
1 łyżeczka przyprawy warzywnej
kawałek obranego korzenia imbiru
2 ząbki czosnku
1 mała obrana cebula
2 łyżki suszonej włoszczyzny
1 mały słoiczek - 200 ml - siekanego duszonego szczawiu (do kupienia w niektórych spożywczych lub z letnich zapasów)
mielony pieprz (opcjonalnie)

Mięso i pięć kolejnych składników gotuje się długo (ok. 2,5 godziny) w małej ilości wody, żeby powstał esencjonalny wywar, który przecedzamy otrzymując ok. 1,5 litra płynu, który należy schłodzić i zebrać ewentualny tłuszcz zastygnięty na powierzchni. To jest zasadnicza różnica między szczawiową normalną lub nawet optymalną, a szczawiową dietetyczną, w sensie diety ograniczającej tłuszcz - normalna jest na tłustym mięsie i tłuszcz zostaje, a nawet dodaje się czasem skwarki.
Do otrzymanego wywaru dodajemy szczaw i zagotowujemy. Przyprawiamy pieprzem (niekoniecznie). Większość ugotowanego mięsa należy zjeść jako inne danie (dietetyczne), a spory jego plaster drobno kroimy i wrzucamy do zupy z powrotem. Dla siebie odlewamy porcję zupy, a normalnie żywiącej się rodzinie podajemy ją z ryżem lub lanym ciastem (1 jajko roztarte z łyżką mąki i wlane strużkami na gotującą się zupę) i kleksikiem kwaśnej śmietany.



No i proszę - tak wykombinowałam, że moja szczawiowa pasuje do trzech akcji! :D

poniedziałek, 15 marca 2010

niedziela, 14 marca 2010

W krainie czarów



- Jestem... Jestem małą dziewczynką - powiedziała Alicja z pewnym powątpiewaniem, przypomniawszy sobie ilość przemian, które przeszła tego dnia.
- Rzeczywiście, bardzo prawdopodobna opowiastka! - powiedział Gołąb głosem pełnym największej wzgardy. - Widywałem wiele małych dziewczynek swego czasu, ale ani jednej z szyją taką jak ta! Nie, nie! Jesteś wężem i nie ma celu zaprzeczać. Przypuszczam, że za chwilę powiesz mi, że nigdy nie zjadłaś ani jednego jajka!
- Jadłam jajka, przyznaję - powiedziała Alicja, która była bardzo prawdomównym dzieckiem - ale małe dziewczynki jadają tyle samo jajek, ile węże, jak wiesz.
(Lewis Carroll Przygody Alicji w Krainie Czarów, przełożył Maciej Słomczyński)

JAJKO W GNIAZDKU

składniki:
1 duże, świeże jajko
1 czerstwa bułeczka
cienki plasterek żółtego sera
keczup (niekoniecznie)
zieleninka (niekoniecznie)
sól, pieprz (niekoniecznie)

wykonanie:
1. Nagrzewamy piekarnik do 150 stopni. Włączamy opiekacz.
2. Odcinamy wierzch bułki i wydrążamy wnętrze (okruchy mogą być zużyte do mielonych lub zagęszczenia sosu).
3. Lekko rumienimy bułeczkę pod opiekaczem, wyjmujemy i wbijamy do niej jajko, solimy, pieprzymy, przykrywamy plasterkiem sera i na powrót wkładamy do piekarnika.
4. Kiedy białko jajka się zetnie, co trwa trochę dłużej niż na patelni (sprawdzić przez poruszanie bułką), wyjmujemy, posypujemy siekaną zieloną pietruszką, cebulką lub szczypiorkiem, skrapiamy keczupem i podajemy na talerzyku z łyżeczką do wybrania płynnego żółtka. Mniam!
Przygotowanie większej ilości takich bułek z jajkiem zajmie tylko trochę więcej czasu, więc potrawa może być podana na śniadanie gościom, nawet jeśli nie są ani wężami, ani małymi dziewczynkami.

piątek, 12 marca 2010

Ciastka za 71 punktów


Oto jedne z ciasteczek pieczonych z okazji Dnia Gier Planszowych, o których obiecałam napisać. Moją inspiracją był przepis z książki "Ciasteczka" (wyd. Astrum 1993r.), a głównie ładne zdjęcie ciasteczek z wyciętą dziurką w kształcie gwiazdki (skąd wziąć tak malutką foremkę?!) - w dziurkach widać błyszczące nadzienie z wiśniowego dżemu. Kilka razy widziałam też takie piękne wypieki z kuszącą dziurką w kształcie serca, gwiazdki lub okrągłą u koleżanek blogowiczek i pozazdrościłam ;) Moje ciasteczka są o wiele brzydsze, ale też smakują wybornie! Zwłaszcza, że nadziałam je konfiturą z róży i marmoladą pomarańczową. Mam też zwyczaj nieco bardziej je rumienić, bo nie lubię bladych. Nie użyłam też proponowanego w książce aromatu migdałowego; mam swoje sposoby "perfumowania" ciast.

składniki:
2 1/2 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru
kostka masła
1 jajko
1/4 łyżeczki sody
1/4 łyżeczki soli
2 łyżki mleka (niekoniecznie)
1 łyżeczka otartej skórki cytrynowej
2 krople aromatu arakowego (niekoniecznie)
po kilka łyżeczek ulubionych konfitur, dżemu lub marmolady, najlepiej w ładnym, żywym kolorze; ja wybrałam tartą różę i marmoladę pomarańczową.

wykonanie:
Z wszystkiego z wyjątkiem dżemu zagnieść trzeba ciasto: mąkę zmieszać z solą, sodą, cukrem, zarobić ze zmiękczonym masłem, potem dodać resztę - mleko może nie być konieczne, jeśli ciasto jest luźne, ale niektórzy dają samo żółtko zamiast całego jaja i wtedy trochę wilgoci może być przydatne. Każde tego typu ciasto (kruche) lubi sobie "odpocząć" po najdokładniejszym nawet wyrobieniu; można odłożyć je tylko na pół godziny, ale można też zawinąć w woreczek i przechowywać w lodówce kilka dni.
Potem należy podzielić ciasto na dwie części i rozwałkować na grubość 3 mm. Następnie powycinać krążki szklanką, literatką lub kieliszkiem do wina, poukładać je na lekko natłuszczonej lub pokrytej papierem pergaminowym blasze i na każdym położyć łyżeczkę marmoladki. Z pozostałego ciasta wycinamy takie same krążki, nacinamy kilka razy tworząc "X" lub gwiazdę lub kratkę, co tam wyjdzie i nakładamy na te na blasze. Widelcem dociska się brzegi ciastek, żeby się połączyły, a jak się nie chcą przylepiać, to można posmarować brzegi białkiem jajka lub wodą.
Komuś może być wygodniej zlepiać ciasteczka palcami trzymając je w rękach - też można: bierzemy cały krążek, smarujemy brzeg jajkiem za pomocą palca, nakładamy łyżeczkę konfitur, przykrywamy naciętym krążkiem, zlepiamy jak pieróg i kładziemy na blachę.
Piec należy w temperaturze 175 - 180 stopni, ale czas naprawdę zależy od piekarnika. Moja książka podaje 11 - 13 minut, a ja piekłam 15, a może nawet dłużej.
Warto spróbować różnych odmian ze wszystkimi ulubionymi dżemami, a do ciasta spokojnie można dać cukru waniliowego zamiast skórki cytrynowej czy aromatu.

czwartek, 11 marca 2010

Miłośnicy fantastyki w krawatach



W dniach 5-7 marca ja i mój mąż braliśmy udział w czeskim konwencie miłośników fantastyki Cravatacon w Nowym Jiczynie (Północne Morawy). Poprowadziliśmy dwa konkursy (wiedzy o Diunie F. Herberta i konkurs pantomimiczny) i uczestniczyliśmy wielu ciekawych punktach programu przygotowanych przez czeskich kolegów. Na mnie największe wrażenie zrobił "Fotoworkshop" Romana Randalfa Kresty i "Mściciel w krawacie: jak się ubierają bohaterowie" Frantiszki Vrbenskiej, ale bawiłam się też świetnie na "Cowboy Bebop vs. Samurai Champloo", "Rozmnażanie mitycznych stworów" oraz konkursie "Filmowa i serialowa muzyka inaczej".
Moje kulinarne wrażenia z tego wyjazdu to przede wszystkim posiłki w restauracji Laudon w zaułku w pobliżu rynku. Restaurację nazwano tak zapewne na cześć generała Laudona lecz jej wystrój nijak nie nawiązuje do tej postaci - kojarzy mi się bardziej z Zorro :) Natomiast menu jest dość ciekawe: mieszanka kuchni włoskiej, hiszpańskiej i tubylczej. Z serwowanych tam specjałów szczególnie smakowała mi pomsta šéfkuchaře (zemsta szefa kuchni) - gliniany garnczek zapieczonych, pod grubą kołderką sera, pasków schabu z ziemniaczkami i dobrze uduszoną wcześniej papryką; oczywiście porządnie doprawiony sosem tabasco.
Konwentowa čajovna (herbaciarnia) serwowała przez całą dobę tosty z szynką, grzybami i czymś tam jeszcze oraz piwo, różne mocniejsze alkohole i drinki. Pisałam już kiedyś, że czeskie podejście do picia na konwentach jest daleko bardziej liberalne niż polskie - mimo, że impreza odbywa się w szkole czy domu kultury (jak w tym wypadku), nie ma żadnych zakazów, jest handel, można wnosić swoje, nikt nikogo nie legitymuje... Nie ma też ani jednego nieprzytomnie pijanego, nikogo łamiącego zakaz palenia w budynku, choć wielu pali kuląc się na zimnym podwórku, żadnych podejrzanie pachnących szisz czy skrętów itp. Wszyscy grzecznie przy piwku, kubeczku rumu lub innego specjału. Owszem, weselą się, owszem śpiewają...
À propos: na konwentach czeskich fantastów nie może się obejść nie tylko bez śpiewu, ale i bez tańców - każdą taką imprezę kończy Galavečer czyli rozdanie nagród, występy i bal.
Jeśli ktoś ciekawy, jak to wszystko wyglądało to mam kilka dość pospiesznie strzelonych fotek (link poniżej). Nie są zbyt profesjonalne; dokumentowanie wydarzeń jest znacznie trudniejsze niż zdjęcia potraw ;) Ale za to dzięki mnie nikt nie zapomni Marigoldowi z jaką ekspresją próbował pantomimicznie zobrazować herbatnik :D
Cravatacon2010

wtorek, 9 marca 2010

Dzień Kobiet - panowie do kuchni?

W kuchni rządzę ja. Ale najlepszy nawet kapitan nie poprowadziłby okrętu bez załogi.
Moi panowie w kuchni to:
- pozmywane naczynia,
- umyta kuchenka,
- zmielone mięso, ser, orzechy,
- obrany i zgnieciony czosnek,
- otwarte konserwy i słoiki,
- obrane ziemniaki i warzywa,
- pobite kotlety,
- dokładnie wymieszana galaretka,
- utarte warzywa, sery, imbir,
- smażone jajka,
- kisiel,
- poranna kawa do łóżka dla mnie, a kakao dla nich,
- gorąca herbata podana pod nos w momencie, kiedy jestem już zmęczona staniem w kuchni i nie chce mi się nawet na wodę w czajniku poczekać - najlepsza herbata na świecie!
I jeszcze wiele innych rzeczy, które mnie nudzą, męczą lub brakuje mi na nie trzeciej ręki. To wszystko zawsze, przez okrągły rok; nie tylko 8 marca.

Mój udział w akcji Panowie do kuchni nie jest jednak żadną prowokacją! Przedstawiałam już onegdaj pyszne jagnuggetsy smażone przez mojego syna, a dziś chcę zaprezentować:

KISIEL Z JABŁKIEM:
1 opakowanie kisielu cytrynowego
1 jabłko golden umyte i pokrojone
Kisiel robimy w/g przepisu na opakowaniu i zalewamy nim jabłko w miseczce. Jemy swój deser, a mama ma święty spokój :D
Czego wszystkim blogowiczkom serdecznie życzę!

czwartek, 4 marca 2010

Dzień Gier Planszowych i mix ciasteczkowy

games room
Uwielbiam częstować i być chwalona :D Czy to takie dziwne? Z przyjemnością przygotowywałam mix ciasteczek na nasz klubowy doroczny Dzień Gier Planszowych, zwany także Games Room'em. Organizatorami tej imprezy są członkowie klubu miłośników fantastyki "Bastion" w MiPBP w Raciborzu. Dzieje się to zawsze w czasie ferii zimowych. W tym dniu bawimy się bez elektroniki, zapraszamy wszystkich bez względu na wiek, wypożyczamy planszówki, gramy i częstujemy domowymi wypiekami.
Tego roku gości było niewielu, toteż objedliśmy się słodyczami do niemożliwości, a ja wreszcie miałam czas (i miałam z kim) pograć w jedną z ulubionych gier.
Wszystkie jedenaście gatunków ciasteczek zostanie lub już zostało opisane w tym blogu albo podam link do strony z przepisem:
1. ciasteczka miętowe
2. spirale czekoladowo - waniliowe robione przy okazji czekoladowego tygodnia
3. czekoladowe ciastka jęczmienne wg przepisu z kotlet TV (tylko płatki inne)
4. słodkie ciasteczka trójimbirowe podpatrzone w Bułce z masłem
5. piszyngier bibliofilski opisany tutaj
6. ciastka za 71 punktów z różą lub marmoladą pomarańczową
7. krajanka cytrusowa
8. pierniczki z czekoladą lub bez to ten przepis (ale mąka była jakaś bardziej sucha, więc musiałam dać mniej - uwaga na mąkę!)
9. rogaliki orzechowe z orzechów włoskich
10. ciasteczka orzechowe z fistaszków (orzeszków ziemnych)
11. nieudane makaroniki słodkie jak grzech śmiertelny (nie ma o czym pisać).
W robieniu ciasteczek najlepsze jest to, ze większość można przechowywać dość długo w szczelnych puszkach w chłodnym i suchym miejscu, więc możliwy jest taki mix, którym częstując - każdemu się dogodzi :D

games room

środa, 3 marca 2010

Torcik bibliofilski


W starych książkach kucharskich taki deser nazywa się tort pyszyngier, choć moim zdaniem, tylko okrągły i krojony w kliny ma prawo do dumnej nazwy tortu :) Tymczasem jako dziecko jadłam wyłącznie prostokątne andruty (chyba okrągłych wafli wtedy nie było) z kremem maślano - jajecznym, iście* jak do tortu. Co oznacza słowo "pyszyngier", nie mam pojęcia. Może ktoś wie i mnie uświadomi?
Kupując wafle należy zwrócić uwagę na to, czy są kruche, trzeszczące, nie gumowate.
Moje batoniki przełożone są przepyszną masą zrobioną według przepisu na blok czekoladowy, tylko bez "farfocli" wypełniających. Po prostu, pierwsze sześć składników plus kieliszek whisky dodany do masy po jej ostudzeniu, a przed wsypaniem mleka w proszku. Równie dobry byłby rum albo brandy. Ilość podana w tym przepisie wystarcza na przełożenie 2 paczek kwadratowych wafli. Smaruje się je cienko, wyłącznie wypełniając fakturalną kratkę. Tajemnicą dobrego pyszyngiera jest dokładne przyciśnięcie torcików i zostawienie ich na całą noc pod ciężarem równomiernie dociskającym je na całej powierzchni. Jeśli nie mamy jakiejś specjalnej prasy do tego, to potrzebne będą duże i ciężkie książki. Kto więc ma w domu albumy, wydawnictwa encyklopedyczne lub chociaż solidnie wydane podręczniki RPG, ten będzie miał dobry, nie rozdzielający się w czasie jedzenia, zwarty wafelek :D
Oczywiście andruty trzeba owinąć folią zanim się je pod książki włoży; dla ochrony, zarówno książek jak i jedzenia ;)
Spodobał mi się trzeszczący dźwięk, jaki wydają obciążone pyszyngiery. Następnego dnia kroimy je ostrym szerokim nożem na drewnianej desce. Technika krojenia też jest ważna: powinien być to jeden płynny ruch, żeby uniknąć naprężeń między rozciętą a nie rozciętą częścią wafla. Kratki pomagają uzyskać równe batoniki, prostokątne, kwadratowe lub trójkątne (większy kwadrat dzielimy po przekątnej).

*iście - śliczne słówko, którego nadużywają bohaterowie Sapkowskiego; podoba mi się i jest użyteczne.

poniedziałek, 1 marca 2010

Kuchnia japońska dla Polaków - odcinek 7

onigiri
Jeszcze jedne onigiri w stylu bardzo japońskim, bo z nadzieniem kwaśnym (marynowany seler) lub słono morskim (gotowane z sosem sojowym, kroplą wina wytrawnego i szczyptą cukru wodorosty arame), a owinięte w coś arcyjapońskiego, ale przyrządzonego przeze mnie - kiszone listki rzodkwi.

JAK UKISIĆ LIŚCIE DO ZAWIJANIA ONIGIRI
Wybieramy ładne listeczki, myjemy, osuszamy i przesypując solą układamy w porcelanowej misce. Posypujemy otrębami, przykrywamy talerzykiem mniejszym nić obwód miski i przyciskamy ciężarkiem. Za 4-5 dni liście powinny być miękkie, kwaśnawo - słone i równie zielone jak przedtem. Wtedy płuczemy je delikatnie, obcinamy "żyłkę" przechodzącą przez środek (bo twarda) i używamy liści do zawinięcia onigiri.

Nie wiem, skąd zapamiętałam pomysł posypania liści otrębami, ale chodzi chyba o to, żeby wchłaniały one nadmiar wilgoci i to się sprawdza. To onigiri było wyjątkowo smaczne.rzepka
onigiri