niedziela, 10 kwietnia 2016

Śniadanie w Raciborzu nareszcie!

Miło mi donieść, że w Raciborzu nareszcie dostępne jest normalne śniadanie poza domem. Ponoć zresztą działa już od jakiegoś dłuższego czasu, jedynie ja się nie zorientowałam, że otwierają od godziny 7.00!!! (W dni robocze; w niedziele od 9.00.) Przyjezdni, po wyjściu z pociągu, lub zabiegani ludzie, którzy nie zdążyli nic zjeść przed wyjściem do miasta mają wreszcie jakąś opcję, inną niż Statoil lub McDonald. Jest nią "Jadłodajnia" przy Placu Dominikańskim! Osobiście próbowałam, na razie, tylko jajecznicy na maśle, z bułką i kawą z mlekiem - wszystko pyszne, świeże i gorące. Lokal wydał mi się miły, czysty i ładny, obsługa wielce sympatyczna. W menu także dania obiadowe (niektóre całkiem wykwintne) i barowe, a do picia i kompocik i piwo - jak komu pasuje. Ostrzę sobie zęby na czorne kluski. 5 min. marszu od dworca kolejowego przez ul. Szewską lub nieco dalej, przez Rynek.
(Zdjęcia można powiększyć klikając na nie.)





W tle wieża kościoła farnego (NMP).

 Dojście od Rynku dobrze oznaczone (ściana kościoła św. Jakuba).

czwartek, 7 kwietnia 2016

Ciepłe ciastko z bananem

Domowa i "leniwa" wersja ulicznego, smażonego deseru, znanego w wielu krajach azjatyckich. "Leniwa" dlatego, że... Ale może od początku: na czym to polega? Bazą jest cienkie ciasto. Może to być chiński naleśnik jajeczny, taki, smażony na okrągłej blasze przez ulicznego sprzedawcę, zazwyczaj Chińczyka, choć akcja absolutnie nie musi rozgrywać się w Chinach, ani nawet na Tajwanie! Może być to delikatne, przeźroczyste ciasto roti, zwane też paratha, pochodzące z Indii, ale rozpowszechnione w Tajlandii, Sri Lance, Malezji i wielu innych cudnych miejscach Azji. Oglądanie (na YT), jak robi się to fascynujące ciasto może wprowadzić w hipnotyczny wręcz trans! Najbliższym odpowiednikiem europejskim ciasta paratha wydaje mi się ciasto na prawdziwy strudel (rozwałkowywane i rozciągane do grubości batystowej chusteczki). Natomiast wyobrażenie o chińskim naleśniku mogą dać francuskie crêpes - cieniutkie i zrumienione.
Moja wersja jest z ciasta filo, zakupionego w hipermarkecie - bo wreszcie się u nas pojawiło i odtąd wszelkie strudle oraz baklawy czekają w mojej głowie na dzikie eksperymenty.

składniki na 1 porcję:

(Jeśli ktoś myśli, że poprzestanie na jednej porcji, to powodzenia! Zrobicie tego tyle, na ile składników będziecie mieć kupionych, a nie da się kupić mniej niż całą paczkę filo; banana też się raczej nie kupuje jednego, a skondensowanego mleka też na łyżki nie sprzedają... Buhahahaha!!!)

1 płat ciasta filo
1 banan
2 Łyżki masła
1/2 rozbełtanego jajka
2 Ł skondensowanego mleka słodzonego (lub niesłodzone i trochę cukru pudru)

wykonanie:

Połowę masła rozgrzewamy na patelni, na niezbyt silnym ogniu i kładziemy na nią złożony na pół płat ciasta filo. Na ciasto dajemy resztę masła i czekamy chwilę, aż się rozpuści.

Kroimy banana w plasterki, wrzucając na ciasto.

Wlewamy jajko.

Zawijamy brzegi ciasta w zgrabny, ale niekoniecznie symetryczny pakunek i przewracamy na drugą stronę.

Niezbyt szybko smażymy ciastko po tej stronie, gdzie ciasto ma kilka warstw. Musi nasiąknąć masłem i zrumienić się. Warstwa u góry, gdzie prześwitują banany, nie będzie wymagała tyle czasu.

Kiedy grubsza warstwa jest zrumieniona dosmażamy, z wyczuciem, tę cieńszą.

Przekładamy na talerz i polewamy słodzonym mlekiem.

Kroimy na kwadraciki i jemy.

Jeśli coś jest niejasne, to proszę pytać, bo dawno nie pisałam i może nie jestem tak komunikatywna, jak bym chciała :)