środa, 4 maja 2011

Ponowne zaproszenie do "Literatury na talerzu"


Zaczynam podejrzewać, że nie do końca zrozumiale opisałam akcję. Może trochę za bardzo się spieszyłam i za bardzo byłam tym pomysłem podekscytowana. Wydawało mi się, że starczy rzucić hasło i wszystko jasne. Teraz sobie zdałam sprawę, ze chyba się okazałam mało komunikatywna. Dodam więc (może jeszcze nie jest za późno), że w akcji "Literatura na talerzu" idzie o DOWOLNE przepisy, byle na potrawy spożywane przez bohaterów literackich. W książkach, nawet półdokumentalnych czy podróżniczych rzadko znajdziemy gotowe przepisy, ale nader często wzmianki, że jedzono lub pito i CO jedzono lub pito zawierają nawet krótkie opowiadania. Wystarczy więc tylko wyobrazić sobie jak to mogło smakować, z czego było zrobione i spróbować samemu albo zgodnie ze znanym sobie przepisem albo całkiem eksperymentalnie. Mój eksperyment z owsianką mógł odstraszyć, ale przecież nie chodzi o znajdowanie aż tak dziwnych połączeń. Niekoniecznie też o rzadko spotykane składniki. Nie muszą być łapy niedźwiedzia z "Winnetou" :) Może ktoś umie zrobić kawę jak w "Panu Tadeuszu" albo coś, co jedzono u Żeromskiego? Śmiało, Koledzy i Koleżanki! Ponownie gorąco zapraszam do akcji!

wtorek, 26 kwietnia 2011

Korzenna duszona wołowina wg Lewandowskiego





Przeczytałam stosunkowo niedawno książkę przygodową popełnioną przez cenionego przeze mnie za twórczość science fiction Konrada T. Lewandowskiego. Książka pt. "Afgański Zeus" w ogóle mi się nie podobała, prędko wróciłam do dawniejszych utworów tego pisarza (gorąco polecam "Misję Ramzesa Wielkiego" lub "Czarną psychozę"), ale zaczerpnęłam z niej pomysł na przyrządzenie wołowiny. W tekście była to baranina, ale skąd niby miałabym ją wziąć? Dokonałam także innych zmian w recepturze, o czym za chwilę, a najpierw dla porządku przytoczę fragmenty "Afgańskiego Zeusa":


Na (...) ognisku stanął potężny szybkowar (...) Do środka włożono pocięte w kostkę baranie mięso, wkrojono cały kosz marchwi, cebuli, pomidorów, selerów, dolano wody, dodano soli i pieprzu, a na koniec hojnie przysypano wszystko cynamonem i kardamonem. Zamknięto pokrywę i pół godziny później szurba była gotowa. (...)
Na ziemi rozłożono trzy dywany (...), na środku postawiono wielką michę z szurbą, do której wrzucono kawałki porwanych nan, by nasiąkły zupą, zamieniając ją w gęstą papkę, którą można było jeść palcami prawej ręki, czyli po bożemu.


Od razu muszę uprzedzić: Lewandowski uwielbia cudzoziemskie słówka, których znaczenia nie sprawdza (Po co? Przecież jako pisarz jest mądrzejszy od encyklopedii.), niech więc Was nie dziwi SZURBA bez ciecierzycy. Wcześniej w książce jest też krótka wzmianka o plackach nan (drugie "a" gdzieś się autorowi zgubiło) pieczonych na blasze (!) - pomerdało się chłopu z pitą, mniejsza o to. Powszechnie się uważa w naszym pięknym i tradycyjnym kraju, że na gotowaniu to powinna się znać kobieta, a facet może co najwyżej zjeść.  Bohaterowie Lewandowskiego zjeść lubią i inspirują mnie ogromnie, toteż do fajnego pomysłu na dobre mięsko dodałam swoje doświadczenie kuchenne i oto, co mi wyszło:


KORZENNA DUSZONA WOŁOWINA

  • 700 g wołowiny gulaszowej pokrojonej na bardzo dużą kostkę (najmniej 5 cm długości)
  • 2 łyżki oleju
  • 6 dużych marchewek obranych i pokrojonych na kawałki 5 cm długości
  • 1 seler pokrojony na 8 części
  • 2 cebule pokrojone na ćwiartki
  • 2 łyżki węgierskiego przecieru z ostrej papryki (można zastąpić garścią siekanego chili wraz z pestkami) rozmieszanego w 1/2 szklanki wody
  • 2 łyżki cukru lub miodu
  • po 1 łyżeczce: mielonego kardamonu, cynamonu, imbiru, mielonej kolendry, słodkiej papryki oraz soli
  • po 1/2 łyżeczki: mielonych goździków, pieprzu, kuminu, gałki muszkatołowej, ostrej papryki, mielonego ziela angielskiego

Nie wszystkie przyprawy muszą być mielone. Mnie było tak wygodniej, ale jeśli ktoś jest przyzwyczajony do używania całych ziaren ziela angielskiego, pieprzu, kolendry i całych goździków, strączków kardamonu i cynamonowej kory, to absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie. Ostrość potrawy można regulować dodając mniej papryki i chili; uzupełnić słodką papryką dla koloru.

Przede wszystkim żadnych pomidorów! Mam dość tego, że pomidory lub przecier dodaje się u nas do wszystkiego. Lubię je, ale nie cierpię, jak wszystko smakuje tak samo. Poza tym uznałam, że jako warzywo z pochodzenia amerykańskie nie pasują mi do dania stylizowanego na wschodnie (persko-arabskie). Wykombinowałam za to, że ostrość papryki nada potrawie charakteru. Mięsa i warzyw nie należy kroić zbyt drobno, by potrawa nie wyglądała jak gulasz ze stołówki.

Wykonanie jest proste nawet bez szybkowaru, ale potrwa dłużej. Kostki wołowiny krótko ale ostro obsmażamy w oleju na patelni i wrzucamy na dno garnka. Na to dajemy cząstki warzyw, posypujemy cukrem, solą i wszystkimi przyprawami, polewamy odrobiną wody rozmieszanej z ostrą pastą paprykową. Garnek przykrywamy bardzo dobrze dopasowaną pokrywką, którą obciążamy, aby jej para nie podnosiła. Gotować to się musi ok. 2 godzin na średnim ogniu, a podajemy z pieczywem. Dobre będą inkryminowane placki naan, dobra będzie pita, czapati, puri, podpłomyk czy zwykła bułka. Ja sobie zrobiłam bezjajeczne, bezmleczne, grube i twarde naleśniki z pełnoziarnistej mąki pszennej rozrobionej tylko z wodą i solą - taka imitacja bliskowschodniego pieczywa. Świetnie się chwytało kawałki mięsa czy marchewki przez taki naleśnik i razem z opakowaniem wkładało do ust. Pomysł wrzucania chleba do potrawy, żeby ją zagęścić uznałam za dziwaczny, ale u mnie sosiku było tak w sam raz, akurat, żeby plackiem miskę wytrzeć.

sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołych świąt! Veselé Velikonoce!


Veselé Velikonoce, spoustu sluníčka, radost, smích a krásná malovaná vajíčka přeje Vám

Muscat
Wesołych świąt Wielkanocy, mnóstwo słoneczka, radości, śmiechu i pięknych malowanych jajeczek życzy Wam
Muscat

Oświadczam, że ciasteczka nie są moim dziełem, tylko prezentem, który dostałam i się chwalę! (Moje ciasteczka jutro na blogu.)

piątek, 1 kwietnia 2011

Strzępy honoru - Literatura na talerzu


Tymczasem Vorkosigan natrafił na dwie skrzynki racji żywnościowych. Ich etykiety spłonęły, same opakowania nie zostały jednak uszkodzone. Cordelia rozdarła srebrzystą torebkę, dodała do niej źródlanej wody i otrzymała wzmocnioną soją owsiankę.
- Mamy szczęście - zauważyła. - Co jest w drugiej skrzynce?
Vorkosigan dodał wody do swojej torebki, zamieszał, naciskając palcami i powąchał uzyskaną w rezultacie substancję.
- Nie jestem pewien - przyznał, podając jej opakowanie. - Pachnie raczej dziwnie. Może się zepsuło?
Była to biała pasta o ostrej woni.
- Wszystko w porządku - uspokoiła go Cordelia. - To tylko syntetyczny sos do sałatek z pleśniowego sera. - Z powrotem usiadła na ziemi, zastanawiając się nad ich jadłospisem. - Przynajmniej to jedzenie wysokokaloryczne - pocieszyła się i zapytała: - Nie przypuszczam, abyś miał przy sobie łyżkę?
[...]
Zjedli kolejny posiłek złożony z owsianki i sosu serowego. Tym razem Vorkosigan spróbował dla odmiany zmieszać oba składniki, natomiast Cordelia jadła po łyżce na zmianę. Żadne z nich nie skomentowało jadłospisu.
Lois McMaster Bujold "Strzępy honoru"

"Strzępy honoru" to pierwsza część cyklu "Barrayar", powieści z gatunku space opera, który wcale nie musi być zły lub tandetny, jeśli do pisania bierze się autorka tak wyrobiona jak Lois McMaster Bujold - wielokrotna laureatka nagród Hugo i Nebula. Tłem cyklu są oczywiście wojny cywilizacji kosmicznych, ale ukazane z punktu widzenia ludzi ceniących uczciwość, sprawiedliwość, lojalność, szukających przyjaźni i miłości. Tytułowe "strzepy honoru" odnajdują w sobie: komandor Cordelia Naismith z Betańskiego Zwiadu Astronomicznego oraz kapitan Aral Vorkosigan z Kosmicznej Floty Barrayaru.
Bohaterowie, w wyniku pewnych wydarzeń pozbawieni sprzętu i żywności oraz kontaktu ze swoimi załogami, próbują dotrzeć do kryjówki Barrayarczyków na niezamieszkałej planecie. Ze spalonej bazy betańskich naukowców udaje im się odzyskać tylko trochę syntetycznej żywności.
Wierzcie lub nie, ale tę właśnie potrawę udało mi się skomponować zupełnie niechcący, wygrzebując resztki pysznego sera typu roquefort z czeluści lodówki i kombinując jak go zjeść bez chleba (wcześnie rano było). Owsiane płatki były i przyrządziłam je tak, jak lubię - jako gęstą papkę. Na koniec polałam owsianą kaszę serowym sosem i wtedy uświadomiłam sobie, że postępuję dokładnie jak Vorkosigan i będąca jego jeńcem  Cordelia.
Posiłek był sycący, smaczny, jeśli ktoś ma tak oryginalne upodobania smakowe jak ja i dość prosty w wykonaniu. Do podania obowiązkowy jest jednorazowy talerz i plastikowa łyżka, żeby było stylowo.

A oto przepis:

Sos serowy:
Tylna ścianka2 łyżki sera z zieloną lub niebieską pleśnią rozetrzeć dokładnie z kilkoma łyżkami śmietany, śmietanki lub mleka. Sos ten faktycznie nadaje się do sałatek z surowych warzyw i jest pyszny!
Owsianka:
1/2 szklanki płatków owsianych górskich ugotować w 1 szklance mleka lub wody na gęstą kaszę, stale mieszając, żeby nie przypalić. Jeśli ma być użyty sos, nie dodajemy już soli.

Wykładamy porcję owsianki na talerz, polewamy sosem i wcinamy ciesząc się, że wszystko jest naturalne, a nie syntetyczne czy "wzmacniane soją". Można przy jedzeniu czytać :)
Po namyśle dodaję przepis także do projektu Tylna ścianka, bo przecież to potrawa z resztek.


Zatoka rozkoszy

czwartek, 31 marca 2011

Literatura na talerzu - akcja kulinarna

Już od dawna mam pomysł na tę akcję, ale jakoś dotąd się nie ośmieliłam. To będzie moja pierwsza.
Chcę zaproponować zabawę w przyrządzanie posiłków takich, jakie jedli bohaterowie naszych ulubionych książek. Chciałabym, żeby były to dania oryginalne, coś, co się nam bardzo z daną powieścią kojarzy, ale też rzeczy zwykłe zaserwowane w niecodzienny sposób. Mile widziany będzie króciutki fragmencik książki w poście. I nie o to chodzi, żebyśmy się chwaliły jaką to wysoką literaturę czytamy, bo ja właśnie proponuję jak najszerszy zakres! Lektury szkolne czy Harlekiny, Dostojewski czy Rodziewiczówna, baśnie czy epopeje narodowe - nie oceniamy, tylko bawimy się, a nawet wygłupiamy. Akcja zaczyna się 1 kwietnia, więc humor jak najbardziej wskazany!
Bardzo proszę dodawać do postów baner akcji.
Można będzie dołączyć na Durszlaku
Przyłącz się do tej akcji!
lub wpisać link do swojego posta w komentarzu pod tym wpisem.

czwartek, 17 lutego 2011

Konkurs Foto-sushi

Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w konkursie fotograficznym portalu sushi-online.pl zorganizowanym przy współpracy ze sklepem internetowym paleczkami.pl. 
Jestem jurorem w tym konkursie :)
(I żałuję, bo sama chętnie wzięłabym udział.)
Konkurs polega na zrobieniu i sfotografowaniu sushi. Zdjęcia umieszcza się w wątku na forum: http://forum.sushi-online.pl/viewtopic.php?f=26&t=342
a regulamin konkursu jest tuhttp://www.sushi-online.pl/konkurs-foto-sushi

Czekamy na Wasze zdjęcia do 18 marca włącznie!!!
POWODZENIA!


Do wygrania świetne nagrody:

Zwycięzca otrzyma zestaw: 2 matki makisu 27 cm, 2 sosy sojowe Yamasa 150ml, wasabi w puszce znakomitej japońskiej marki Kinjirushi 25g i Nori Gold 50 szt.
Zdobywca drugiej nagrody zdobędzie: makisu 27 cm, sos sojowy Yamasa 150ml, wasabi w puszce znakomitej japońskiej marki Kinjirushi 25g, ocet ryżowy Mizkan oraz ryż do sushi Carlose 1 kg.
Trzeci laureat wygra: makisu 27 cm, sos sojowy Yamasa 150ml, wasabi w puszce znakomitej japońskiej marki Kinjirushi 25g i komplet 5 pałeczek.


niedziela, 13 lutego 2011

Yakibuta ramen


Już od dawna syn prosił mnie o ramen. Naoglądał się anime i chciał spróbować, czym opychają się ich bohaterowie. Tłumaczę mu, że to zwykły rosół z makaronem, ale nie wierzy. Faktycznie, zdjęcia lub obrazki przedstawiające miski ramenu wyglądają znacznie ciekawiej niż nasza niedzielna zupa. Wszystkie wyłowione z sieci przepisy brzmiały obiecująco, ale zdecydowałam się na yakibuta ramen z programu Cooking with Dog. Wybrałam go, bo jest bogaty, przystrojony aż siedmioma pysznymi dodatkami, i nie ma przesądzającej o charakterze dominanty smakowej. Prezentowana odmiana ramenu zdaje się łączyć, w wyważonych proporcjach, chińskie korzenie tej potrawy z japońską oszczędnością doznań; nie zawiera, na przykład, ostrej papryki, czosnku ani cebuli, w oryginale nie było też włoszczyzny. Mamy tu za to typowo japońskie przyprawy: mirin, sake i shoyu oraz nieco brązowego cukru. Inną zaletą wybranego przeze mnie przepisu jest jego prostota, bo Cooking with Dog to w istocie prezentacja kuchni nowoczesnej, skracającej pewne tradycyjne procedury.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś inaczej. Generalnie, prawie każdy ramen łączy w sobie smak bulionu z drobiu, wieprzowiny i - jak wszystko w Japonii, może z wyjątkiem słodyczy - zawiera jakiś produkt rybny. Uznałam jednak, że gotowanie wywaru z suszonych sardynek i alg kombu to przesada. Skoro Japonka mogła rosół z kurczaka zastąpić "rosołkiem" w proszku, to ja mogę odwrotnie: wywar drobiowy ugotować porządnie, a kombu dashi zastąpić kupnym granulatem z sardynek (produkcji koreańskiej, nabytym w Czechach). Nie wzięłam też aż tak tłustej wieprzowiny (zresztą, tego akurat nie rozumiem, bo podane w przepisie "ribs" to przecież żeberka, a babka jak widzę używa surowego boczku ze skórką). Makaronu też nie robiłam sama, ani nie kupowałam jakiegoś specjalnego, japońskiego. Sprawdziłam dwie opcje, moim zdaniem najrozsądniejsze w Polsce: makaron błyskawiczny ze stoiska z egzotyczną żywnością (podobny do tego z zupek "chińskich") i makaron Czaniecki Swojski "gniazdka 2". Ten ostatni okazał się idealny - kształt, długość klusek i delikatny smak nie zakłócający smaku zupy. Dobrze radzę: nie używajcie powszechnie sprzedawanych, tanich, makaronów do rosołu - są krótko cięte (a to psuje cały "klimat" jedzenia ramenu) i najczęściej wcale nie zawierają jajek, mając "płaski" smak. O tym, jak ważny jest dobór makaronu do wywaru, opowiada 168 odcinek serialu "Naruto". Jak widać, nie jest to sprawa bez znaczenia! Zatem, opierając się na cudownie klarownym wykładzie szacownej japońskiej gospodyni i animacji dla młodszej młodzieży... ugotowałam własny ramen, z małą odmianą, uwzględniającą warunki polskie. Myślę, że nic nie stracił przez to ze swojej egzotyki.

A oto - wreszcie - przepis:

wieprzowina (czyli owa yakibuta właśnie):
  • 1/2 kg tłustej wieprzowiny (wzięłam karczek i chyba trochę więcej niż 1/2 kg)
  • nieduży por (część zielona, część biała będzie do przybrania)
  • mały kawałek korzenia imbiru
  • 4 łyżki sosu sojowego (typ japoński, shoyu)
  • 2 łyżki sake lub wódki
  • 1 łyżka brązowego cukru (u mnie trzcinowy)
Podzielone na mniejsze części mięso obsmażamy w rondlu nie dodając tłuszczu, Wytapiamy jak najwięcej smalcu i pozbywamy się go. Zalewamy wieprzowinę gorącą wodą, dodajemy zieloną część pora i zmiażdżony kawałek imbiru i gotujemy do miękkości ok. 2 godziny. Potem trzeba mięso wyjąć, a wywar ostudzić i zdjąć z powierzchni zastygnięty tłuszcz. Najrozsądniej ugotować tę zupę dzień wcześniej, ostygnie przez noc w chłodnym miejscu.

bulion drobiowy:
  • duża szyja indyka porąbana na części
  • 2 łyżki suszonej włoszczyzny
Również dobrze jest ugotować poprzedniego dnia. Wypłukane i porąbane szyje (mogą być dwie mniejsze) zalewamy zimną wodą, dodajemy włoszczyznę i gotujemy tak długo, aż mięso łatwo oddziela się od kości. Takie mięso można wykorzystać w dowolny sposób, jest smaczne, natomiast do ramenu już się nam nie przyda. Cedzimy wystudzony rosół i zbieramy tłuszcz.

przyprawione jajka:
  • po 1/2 lub całym jajku na porcję
  • 1 łyżka sosu sojowego (shoyu)
  • 1 łyżka sake lub 1/2 łyżki wódki
  • 1 łyżka mirin
Gotujemy jajka na półmiękko, obieramy i wkładamy do podgrzanej marynaty z shoyu, sake i mirinu na kilka godzin w temperaturze pokojowej lub zostawiamy przez noc w lodówce. Uwagi: 1 - gotowanie jajek z obracaniem, jak na filmie, uważam za przesadę. 2 - sposób marynowania w woreczku wypróbowałam, całkiem praktyczny, lepiej wykorzystuje się przyprawy. 3 - nie należy się obawiać, że jajko będzie śmierdziało wódką, ona tylko wzmacnia smak i sprawia, że białko jest delikatniejsze. 4 - obieranie jajek w zimnej wodzie to dobry pomysł, faktycznie skorupka łatwo schodzi.

reszta przybrania:
  • narutomaki (skład bardzo podobny do paluszków surimi, więc je nimi zastąpiłam)
  • menma (są to kiszone pędy bambusa, nie miałam, wzięłam gotowane, z puszki)
  • nori (dostępne obecnie w każdym większym sklepie, po 1/4 płata na porcję)
  • 2 pęczki szpinaku (lub innej zieleniny o smaku łagodnym)
  • biała część pora pozbawiona zewnętrznych, twardych liści
Narutomaki kroimy ukośnie, po plasterku lub dwa na porcję ramenu. Jeśli używamy paluszków krabowych surimi, to również można je pokroić jakoś ozdobnie. Bambus odcedzamy z zalewy - ok. 1 łyżki na porcję. Nori przełamujemy na ćwiartki. Szpinak w całości obgotowujemy w osolonej wodzie, zanurzając najpierw łodygi, później liście (korzonki obciąć, ale tak, żeby nie rozdzielać pęczka). Przenosimy do zimnej wody (aby zachować kolor i jędrność) i dokładnie odcedzamy. Kroimy na porcyjki. Por dzielimy na kawałki długości ok. 4 cm i kroimy wzdłuż na nitki, płuczemy w zimnej wodzie, której nadmiar wyciskamy (pozostaje chrupiący, ale nie szczypie).

do podania:
  • sporo makaronu jajecznego (długie nitki lub cieńsze wstążki)
  • granulowane dashi lub bulion z sardynek w proszku (1/2 łyżeczki na porcję)
Wykonanie i podanie yakibuta ramen:

Odmierzamy 2 szklanki odtłuszczonego wywaru z wieprzowiny, dodajemy sos sojowy, sake i cukier i obgotowujemy w nim wieprzowinę; niedługo, niech tylko wchłonie smak przyprawionej zupy. Wyjmujemy mięso na deseczkę, kroimy na plasterki, które przysmażamy na patelni lub opiekamy pod grillem na rumiano.
W tym czasie gotujemy makaron wg przepisu na opakowaniu i podgrzewamy bulion z indyka.
Kiedy wszystko jest ugotowane, podgrzane, przysmażone, przygotowujemy porcje:
Do sporych misek dajemy po pół łyżeczki granulatu z sardynek lub sproszkowanego dashi, zalewamy 2 filiżankami (czy chochelkami) bulionu z kury, 1 filiżanką przyprawionego wywaru z wieprzowiny, wkładamy odcedzone kluski i przybieramy siedmioma pysznymi dodatkami: przypieczonymi plastrami wieprzowiny, paluszkami rybnymi (lub narutomaki), gotowanym szpinakiem, przekrojonym na pół marynowanym jajkiem na miękko, chrupiącymi pędami bambusa, drobno siekanym porem i pachnącym nori.
To jest pyszne i bardzo sycące!
Ramen je się pałeczkami, wciągając długi makaron do ust z głośnym dźwiękiem, którego (jak innych odgłosów w czasie jedzenia) Japończycy wcale się nie wstydzą, a czasem także z użyciem porcelanowej chińskiej łyżki (niekoniecznie, gdyż nadmiar płynu można z miski po prostu wypić, jak z filiżanki).


Mini słowniczek:
  • dashi - bulion będący podstawą wielu japońskich zup lub sosów, może być gotowany z alg kombu, suszonych płatków tuńczyka bonito, suszonych malutkich sardynek, grzybów shitake lub kombinacji tych składników. Dostępny w sklepach w postaci granulatu lub proszku.
  • menma - kiszone pędy bambusa.
  • mirin - japońska przyprawa, rodzaj wina używanego wyłącznie do gotowania i przyrządzania potraw.
  • narutomaki - rodzaj rybnego ciasta sprzedawanego w formie wałka, podawanego w ramenie jako przybranie, po pokrojeniu na plastry widoczny jest czerwony wzór spirali na każdym z nich.
  • ramen - pochodzące z Chin, rozpowszechnione w Japonii po II wojnie światowej danie składające się z  mięsnego wywaru, makaronu jajecznego i dowolnych dodatków. Protoplasta "zupek chińskich".
  • sake - tu: japoński alkohol używany go gotowania i przyrządzania potraw (w zasadzie słowo sake oznacza po prostu każdy alkohol); można zastąpić polską wódką tylko w mniejszej ilości, bo jest mocniejsza.
  • shoyu - japoński sos sojowy, ciemniejszy, mniej słony niż chiński i nie zawierający alkoholu.
  • surimi - tzw. paluszki krabowe, główny składnik to mielone ryby o białym mięsie. Powszechnie dostępne w supermarketach w Polsce.
  • yakibuta - powoli gotowana, a następnie przyprawiana sosem sojowym i opiekana delikatna wieprzowina, podawana najczęściej z ramenem lub z białym ryżem.
Wpis dodaję do akcji Z widelcem po Azji (chociaż po Azji to raczej z pałeczkami niż z widelcem, nieprawdaż?).
Ramen spełnił oczekiwania. Znowu byłam "najlepszą mamą na świecie" :) Do pierwszego "wynieś śmieci" albo "poucz się" :D
To chyba najdłuższy wpis na tym blogu.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Sałatka z pieczonego kurczka do pracy lub do szkoły

Obiad powinno się jeść przy stole, bez pośpiechu, powinien być gorący, ale jeżeli to niemożliwe, niech chociaż  będzie zbilansowanym, sycącym posiłkiem złożonym z warzyw i mięsa. Niech da się go zapakować w plastikowe pudełko i wziąć do szkoły/pracy albo - kiedy wracamy w pośpiechu do domu i nie ma czasu na długie gotowanie - wyjąć z lodówki i podać ze świeżo gotowanym ziemniakiem (tylko dodatkowe 20 minut roboty) czy kupioną po drodze bułką. Wypijmy do tego kubeczek maślanki czy kefiru.

SAŁATKA Z PIECZONEGO KURCZAKA

Składniki:
  • 2 małe piersi pieczonego kurczaka (kurczaka, dajmy na to, kupiliśmy gotowego poprzedniego dnia i zjedliśmy tylko udka, lub piersi zostały z soboty, kiedy były pieczone w trochę większej liczbie niż trzeba na jeden obiad)
  • gotowana czerwona fasolka (z puszki lub ze słoika)
  • gotowana szparagowa fasolka (z puszki lub ze słoika)
  • zielony groszek (z puszki lub ze słoika)
  • kilka marynowanych pieczarek
  • 1/2 siekanego zielonego chili/peperoni
  • malutki ząbek czosnku (niekoniecznie)
  • ok. 2 łyżki oliwy lub oleju
  • trochę pieprzu do smaku
  • słodko pikantny sos chili (niekoniecznie)
Piersi kroimy w poprzek włókien na niezbyt małe kawałki, dodajemy po 3 łyżki każdego z gotowanych warzyw (resztę zachowujemy do zupy na dzień kolejny) i posiekane lub pokrojone na ćwiartki pieczarki. Z oliwy, czosnku, chili i pieprzu robimy dresing, polewamy sałatkę i mieszamy. Można dodać siekanej zieleniny (cebulka, pietruszka, kolendra, koperek?) jeśli się ma. Solić nie trzeba - wszystko było już solone.
Dodatek odrobiny pikantnego sosu na sam wierzch zaostrzy apetyt.