piątek, 30 kwietnia 2010

Dwa rodzaje pierożków chińskich i spotkanie w mojej kuchni :)


W ostatnim dniu chińskiej akcji Peli zwizytowała mnie Diwina. Zaszalałyśmy w kuchni produkując tajską zupę kokosową (o której przy innej okazji opowiem) i dwa rodzaje przekąsek chińskich. Muszę przyznać, że choć to ja miałam na nie przepisy i pomysły, to bez pomocy w kuchni nie dałabym rady. Przede wszystkim won-tony, które miały być "sakiewkami" nie bardzo chciały przybierać tę formę, toteż mistrzyni copiątkowych pierogów wzięła sprawy w swoje ręce i szybko zrobiła zgrabne uszka, które widzicie na zdjęciu (jest tam tylko jedna moja sakiewka). Potem już szybko zawijałyśmy krewetkową masę w osłonki z papieru ryżowego. Kiedy robią to dwie osoby (jedna moczy papier, druga zawija), praca idzie błyskawicznie. Następnie jedne pierogi musiały się ugotować na parze, a drugie usmażyć w głębokim tłuszczu. Gdy się jest samemu w kuchni lepiej poprzestać na jednym rodzaju przekąski.
Przy tym wszystkim cały czas był z nami Marcinek (3,5 lat), który wybudował kilka robotów z klocków, pojeździł autkami, narysował parę dinozaurów, obejrzał (niezbyt uważnie) 2 filmy na dvd i zjadł "pociąg" złożony z kawałków chleba z serem i keczupem; był prawie niesłyszalny. Takie dzieci powinni zapisywać znerwicowanym matkom na receptę :D
Ledwie udało mi się zrobić jakieś zdjęcia dające pojęcie o tym, co jedliśmy, bo zniknęło błyskawicznie.
A na koniec zagrałyśmy w "Osadników z Catanu" (przegrałam "białymi" - nie wiem, jakim cudem, bo zawsze wygrywają), a Marcin budował nam długie, porządne drogi z katańskich drewnianych klocków i wysyłał towary do odpowiednich portów ;D

RYŻOWE PIEROŻKI Z KREWETKAMI
(przepis pochodzi ze strony http://www.kuchnia24h.pl/ )

składniki:
- 1 białko jajka lekko ubite
- 2 łyżeczki mąki kukurydzianej
- 2 łyżeczki wytrawnego sherry (zastąpiłam winem śliwkowym)
- 1 łyżeczka cukru pudru
- 2 łyżeczki sosu hoisin (zastąpiłam salsą z mango i jalapeno oraz odrobiną indonezyjskiego sosu sojowego)
- 225 g obranych gotowanych krewetek (użyłam mrożonych, bardzo drobnych, lepsze by były większe i na dodatek nie ważyłam ich, było tego może 3 garście)
- 4 cebule dymki pokrojone w plasterki (wg. mnie to za dużo)
- 25 g posiekanych kasztanów wodnych z puszki (moje były już w plasterkach, wzięłam jakieś 10 plasterków)
- 8 arkuszy papieru ryżowego (zużyłyśmy znacznie więcej zawijając podwójnie i robiąc zawiniątka malutkie, żeby na dłużej starczyło!)
- olej roślinny do głębokiego smażenia
- sos hoisin lub śliwkowy do podania (podałyśmy z kupnym słodko - ostrym, był pyszny!)

Składniki nadzienia zmieszać i zawinąć w osłonki z papieru ryżowego w kształt roladek (rysunkowa instrukcja zawijania jest na każdym opakowaniu). My zawijałyśmy po 1 łyżce w duże koło - były kilkakrotnie owinięte, lub w dwa małe złożone podwójnie.
Dobrze jest zostawić roladki przyciśnięte zawiniętą stroną do talerza czy innej powierzchni na jakiś czas, aby się dokładnie skleiły.
Smażyć należy w bardzo gorącym oleju przez kilka minut, aż się zrobią chrupiące, wyłowić łyżką cedzakową i osączyć z oleju na ściereczce lub papierze.


SAKIEWKI GOTOWANE NA PARZE
(przepis z "Kuchni Dalekiego Wschodu" Mayumi Ishii)

ciasto:
15 dkg mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1 łyżeczka smalcu
300 ml wrzątku

farsz:
15 dkg mielonego mięsa (szynka wieprzowa u nas to była, ale dla mnie nieco za chude, a Diwina stwierdziła, ze zmieliłyśmy zbyt drobno, bo maszynka miała noże tępe)
20 dkg kapusty pekińskiej (z braku zastąpiłam mieszaniną szpinaku, liści selera i kiełkami lucerny, ale radziłabym trzymać się przepisu)
1 łyżeczka posiekanego imbiru (dałam utarty)
1 łyżeczka posiekanego szczypiorku (dałam zieloną cebulę)
1 łyżeczka cukru (zapomniałam :D )
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżka sake (książkę pisała Japonka, to i nie ma się co dziwić, ale oczywiście dałam jakiś krupnik)
1 łyżka oleju sezamowego
pieprz (też zapomniałam, ech... :D )

Zagnieść ciasto i odstawić. Powinno się je podzielić na kuleczki po 1 dkg i każdą rozwałkować cieniutko, nadziać ściskając u góry, jak sakiewkę właśnie, zostawiając sporo "luźnego" ciasta. Diwina jednak nie zwykła komplikować spraw prostych; pewnie dzięki temu w ogóle obiad doszedł do skutku ;D
Przygotowanie farszu: przez 2 min. obgotowaną pekinkę (lub inną zieleninę) dokładnie odciska się i sieka drobno. Potem wystarczy zmieszać z resztą składników.
Pierożki gotuje się na parze przez 8 - 10 minut. Użyłam w tym celu metalowego urządzenia do gotowania klusek na parze, lekko nasmarowanego tłuszczem, ale pierożki trochę się jednak poprzyklejały.
Do jedzenia warto podać malutkie miseczki z dobrym sosem sojowym, aby każdy sobie maczał pierożki.

Gorąca sałatka z pędami słonecznika

Podobne szybko smażone warzywa znajdziemy w każdej publikacji na temat kuchni chińskiej, bo właśnie z tej błyskawicznej obróbki ona słynie słynie. Roślinki mają być ciepłe, "polakierowane" olejem i sosem sojowym lecz nie stracić chrupkości i świeżego smaku!
Składniki:
1/2 marchewki pokrojonej w "zapałki"
1 mała cebula pokrojona w "piórka"
1/4 brokuła podzielonego na najmniejsze różyczki
2 spore garście pędów słonecznika
2 łyżki oleju do smażenia
2 łyżki słonego sosu sojowego
Marchew, cebulę i brokuła włożyć na rozgrzany olej i smażyć krótko, mieszając i potrząsając naczyniem; w połowie smażenia dodać pędy słonecznika. Na koniec doprawić niewielką ilością sosu sojowego.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Szpinak z imbirem i czosnkiem oraz indyk w czerwonym sosie


Dzisiejszy chiński obiad składał się z dwóch dań podanych z pysznym makaronem ryżowym w formie wstążek. Na zbliżeniu - iście w stylu Antoniego Czypraka ta fotka! - widać indyka w czerwonym sosie wg. "Kuchni Dalekiego Wschodu" Mayumi Ishii, a na zdjęciu w towarzystwie kluseczek - pyszny smażony szpinak znaleziony u Marty Szydłowskiej w "Kuchni Chińskiej dla Polaków".
Obie potrawy w tej czy innej wersji spotykałam w niemal każdej publikacji na temat chińskiej kuchni, bowiem gotowanie mięsa "na czerwono" i błyskawiczne przesmażanie zieleniny w towarzystwie imbiru, czosnku by na koniec doprawić ją sosami, to popularne techniki przyrządzania potraw, jak pisze Pela w swoim mini przewodniku.

SZPINAK SMAŻONY

1/2 kg świeżego szpinaku bez grubszych gałązek
2 -3 ząbki czosnku
2 plasterki świeżego imbiru (cięte wzdłuż korzenia)
3 łyżki oleju
2 łyżki sosu sojowego lub rybnego (pycha!)
2 łyżki masła (niekoniecznie)
Oczyszczony szpinak grubo posiekać, imbir i czosnek jak najdrobniej. Na patelni (w woku) rozgrzać olej i przesmażyć imbi9r z czosnkiem; dodać szpinak i mieszając smażyć 2 minuty na dużym ogniu. Polać sosem sojowym lub rybnym (albo obydwoma) i ewentualnie dodać masło; jeszcze raz wymieszać wszystko na patelni, wyłożyć na półmisek. Podawać jako dodatek do potraw z drobiu lub ze smażonym ryżem, makaronem ryżowym.

INDYK NA CZERWONO
(w oryginalnym przepisie była to pierś z kurczaka)

50 dkg mięsa z indyka (podudzia miałam, tzw. gulaszowe z indyka)
1 -2 zielone papryki (moja zielona się zaczerwieniła, nic nie poradzę)
4 suszone namoczone grzyby (wzięłam 1 gigantyczną pieczarkę)
1 cebula
olej do smażenia
zaprawa do mięsa: 1 łyżka wódki, 1/2 łyżeczki soli, 1 łyżka mąki ziemniaczanej
na ciasto: 4 łyżki mąki pszennej, 2 łyżki ziemniaczanej, jajko, trochę wody, szczypta soli i pieprzu
na sos: 2 łyżki wody, 1 łyżka sosu sojowego, 3 łyżki cukru (bałam się dać aż tyle), 3 łyżki octu ryżowego, 2 łyżki keczupu, 1 łyżka mąki ziemniaczanej (ja nie dałam)

Mięso pokrojone w kostkę obtaczamy w zaprawie.
Paprykę, cebulę i grzyby i kroimy na kwadraciki lub piórka.
Mieszamy ciasto, panierujemy w nim indyka i obsmażamy na oleju do zrumienienia. Wyjmujemy z rondla (woka) i odkładamy w ciepłe miejsce.
Smażymy na ostrym ogniu warzywa przez 2 - 3 minuty, wlewamy do nich sos, mieszamy i dokładamy indyka. Smażymy jeszcze przez kilka minut.
uwaga: w przepisie nic o tym nie ma, ale ja przykryłam rondel i trochę poddusiłam całość, bo indycza noga wymaga dłuższej obróbki cieplnej niż kurza pierś. Mnie z podanej ilości składników sosu "czerwonego" wyszło mało; może miałam za dużo ciasta i wsiąkł.
Danie jest przepyszne!

Przygotowanie tego całego posiłku tak, aby wszystko równocześnie ciepłe stanęło na stole wymaga trochę uwagi i zręczności. Mimo, że makaron wymagał tylko namoczenia we wrzątku. Nie namawiam początkujących kucharzy.

środa, 28 kwietnia 2010

Wegańskie nadzienie do naleśników i pierogów


Od lat nieprzerwanie inspiruje mnie książka "Kuchnia Kryszny" - prezent od męża zakupiony na stoisku bhaktów podczas festiwalu Woodstock. Początkowo gotowałam z tomikiem w ręku, starannie odmierzając zalecane ilości przypraw, następnie zaczęłam tworzyć własne wariacje, zachowując jednak ogólne zasady i ideę gotowania wedyjskiego. Jest to kuchnia nie tylko nie stosująca mięsa, ryb i jajek, lecz zakazane są w niej pewne produkty, które wg starożytnych autorów Wed mogą człowiekowi szkodzić np. czosnek, cebula i ocet. Efektem są potrawy niezwykle lekkie i wonne; po kilku dniach takiego jedzenia człowiek niemal pachnie, nawet w upalny dzień.
W wedyjskim gotowaniu nie unika się natomiast produktów mlecznych. Toteż - choć idealne dla wegetarian - nie wszystkie te potrawy zachwycą wegan. Jednak moje dzisiejsze kokosowe ziemniaki są 100 % wegańskie!
Przepis jest trochę mieszanką trzech propozycji z "Kuchni Kryszny": nadzienia do doszy, ziemniaczanej raity i smażonych roladek nadziewanych ziemniakami. Idealny na wykorzystanie niezbyt już smacznych, starych ziemniaków z piwnicy, z którymi nie wiadomo co zrobić. Nie lubiana przeze mnie konsystencja wiórków kokosowych jest tu niewyczuwalna, więc naprawdę polecam nawet tym, którzy np. nie przepadają za ciastami z kokosem. Potrawa jest pikantna.

ZIEMNIACZANO KOKOSOWE NADZIENIE DO NALEŚNIKÓW, PITY LUB PIEROGÓW

składniki:
- 10 małych ziemniaków (lub średnich, z których dużo "odeszło" przy obieraniu)
- 2 łyżki oleju
- po 1/2 łyżeczki czarnej i białej gorczycy
- 1/4 łyżeczki nasion kopru włoskiego (ostrożnie - silny smak, może komuś nie pasować)
- 1 posiekane zielone chili bez pestek
- 1/2 łyżeczki mielonego kminku (tak, kminku, nie kuminu, to moja inwencja)
- 1 pełna łyżeczka przyprawy curry lub colombo (u mnie colombo plus szczypta kurkumy)
- 1 płaska łyżeczka mielonej kolendry
- 1/2 dużej puszki mleka kokosowego (jeśli jest rozwarstwione, trzeba je wymieszać)
- 4 łyżki drobnych wiórków kokosowych dobrej jakości
- sól wg uznania (proponuję 2 płaskie łyżeczki)
- 1 łyżka pasty z zielonej kolendry lub posiekanej świeżej naci kolendry (w tym ostatnim przypadku jeszcze 1 łyżka soku z cytryny lub limony)

wykonanie:
1. Gotujemy ziemniaki uważając by nie rozgotować i studzimy w odkrytym garnku, a następnie kroimy w drobną kosteczkę.
2. Przygotowujemy przyprawiony sos:
Na rozgrzane w rondelku 2 łyżki oleju wrzucamy gorczycę i nasiona kopru włoskiego (niekoniecznie); przykrywamy pokrywką, zmniejszamy ogień do minimum i czekamy aż gorczyca przestanie strzelać.
Następnie wrzucamy przyprawy mielone, posiekane chili i wiórki kokosowe; rumienimy mieszając kilka sekund i zalewamy to mlekiem kokosowym z puszki. Mieszając gotujemy przez chwilę (1/2 do 1 minuty, to zależy od gęstości mleka kokosowego).
Sos należy posolić, dodać zieloną kolendrę i sok cytrynowy lub pastę kolendrową, wymieszać z pokrojonymi ziemniakami; odstawić nadzienie do "przegryzienia" na czas wykonania ciast czy naleśników mających być nadziewanymi.

Przełożyłam tym zwykłe naleśniki z razowej mąki graham i wszystkim ta potrawa bardzo smakowała. Wiadomo: wegetarianin zrobi sobie do tego naleśniki bez jajek, a weganin - nawet bez mleka i wszyscy będą zadowoleni.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Całe życie człowiek się uczy - wołowina Hai - Tang


Chciałabym tym wpisem podziękować zarówno Peli, za jej akcję Kuchnia chińska, dzięki której mogę się nie tylko pochwalić tym, co już umiem, ale jeszcze dużo, dużo nauczyć, jak i szacownej autorce bloga KULINARKI za jej wołowinę Hai - Tang, którą będę odtąd gotować regularnie, bo mnie i mężowi bardzo zasmakowała.
Nie przepisuję receptury - można ją sobie przeczytać u źródła. Warto, oj warto zrobić zakładkę do tej akcji! Potrawę przyrządziłam sobie poprzedniego dnia, bo gotuje się dość długo. W dniu spożycia pogotowałam jeszcze trochę i mięso było naprawdę miękkie i aromatyczne. Użyłam wprawdzie skórki z mandarynki, bo nie było w domu pomarańczy (założyłam, że skórka powinna być świeża, nie kandyzowana, skoro później dodaje się jeszcze cukier) i eksperymentalnie dodałam cukier brązowy zamiast białego, ale poza tym nic nie zmieniłam; zachowałam proporcje, robiąc danie z połowy ilości składników, bo jest nas tylko troje w domu - nie zjedlibyśmy kilograma mięsa na raz. Teraz oczywiście tego żałuję; można było jeść to nawet i trzy dni, takie było dobre!

sobota, 24 kwietnia 2010

Ciasto migdałowe

Doskonałe, wg mnie ciasto, na które przepis znalazłam na blogu Ewy, której kuchnia jest w Irlandii i wykonałam prawie dokładnie tak samo. Konsystencja ciasta bardzo mnie zadowoliła, smak też, choć trochę za wiele słodyczy. Wymyśliłam, że następnym razem, zamiast nasączać ciasto tak wielką ilością syropu, przekroję je, jak tort, na placki i przełożę czekoladowym lub cytrynowym kremem. Tymczasem podaję przepis wypatrzony u Ewy:

składniki:
- 6 jaj
- 225 g cukru +1 łyżka ekstra
- 230g mielonych migdałów
- skórka otarta z 2 pomarańczy
- skórka otarta z 1 cytryny
- masło do wysmarowania formy
- na syrop:
- sok z 1 pomarańczy
- sok z 1 cytryny
- 50 g cukru
- przyprawy mielone, po szczypcie: anyżu, cynamonu, kardamonu.

wykonanie:
Żółtka zmiksować z cukrem na puszystą masę. Wmieszać migdały oraz skórkę z cytrusów. Ubić białka na sztywno, dodając pod koniec łyżkę cukru. Kilka łyżek piany wmieszać do masy migdałowej po czym dodać pozostałość i wymieszać szybkim ruchem. Przelać do natłuszczonej formy i piec ok. 45 min. w temperaturze 180 stopni. W międzyczasie przygotować syrop: cukier wsypać do garnka, dodać sok z cytrusów i przyprawy. Gotować na małym ogniu często mieszając. Po ok. 5 min, gdy uzyskamy gęsty syrop, wystudzić. Ciasto polać syropem.
Dziękuję za przepis, Ewo!

środa, 21 kwietnia 2010

Chiński obiadek z trzech dań


To skromny obiadek, jak na chińskie obyczaje. Odsmażany ryż (z pozostałego po poprzednim chińskim obiedzie gotowanego ryżu), zimna wątróbka (zrobiona poprzedniego dnia wieczorem) i sycąca zupa.
Na początek wspaniała kurza wątróbka. Jak zwykle, pewne rzeczy musiałam zrobić po swojemu, pewne składniki nie te same, lecz zasadniczo jest to przepis Szydłowskiej na zimną wątróbkę kaczą . Ciekawił mnie ten sposób przyrządzenia, bo taki inny niż tradycyjnie smażona wątróbka. Zaryzykowałam i opłaciło się tysiąckrotnie - bardzo, bardzo smakowite danie.

ZAKĄSKA Z WĄTRÓBKI
(ilość na 4 - 6 osób)
- 70 dkg wątróbki drobiowej
- 2 łyżki francuskiej brandy (może być winiak)
- 2 łyżki wytrawnego wina węgierkowego (oczywiście może być zwykłe czerwone)
- 1 łyżeczka przyprawy warzywnej
- 1 cebula
- 1 łyżka startego imbiru lub soku z imbiru
- 1 łyżeczka łagodnego sosu sojowego
- 1/2 litra wywaru mięsnego lub rosołu z kostki

wykonanie:
Oczyszczone z żył i błonek i dobrze wypłukane wątróbki wrzucić do garnka z wrzącą wodą, doprowadzić ponownie do wrzenia, odcedzić i przelać na sitku zimną wodą. Można to zrobić partiami.
Całą wątróbkę dać teraz do czystego garnka, dodając wino, jarzynkę, pokrojoną w plasterki cebulę i imbir, zalać rosołem. Gotować krótko, tyle ile trwa porządne wyszumowanie powierzchni płynu. Przełożyć wątróbki łyżką cedzakową do zimnego ceramicznego naczynia, skropić brandy lub winiakiem (to właściwie to samo, tylko inaczej nazwane) a na to wylać całą zawartość garnka, w którym wątróbka się gotowała, przykryć i wystudzić. Przed podaniem pokroić ostrym nożem na plasterki i obficie skropić płynem z gotowania i moczenia. Posypanie całości posiekanym szczypiorkiem lub dymką nie jest głupim pomysłem ;)


Poniższą zupę w wariancie wieprzowym lub drobiowym można spotkać w wielu książkach z przepisami chińskimi. Zawsze są kulki i zawsze coś zielonego - przypuszczam, że w Chinach dodają do niej chińską kapustę (pak choi, bok choy), której u nas w sprzedaży jeszcze nie widziałam. Mayumi Ishii zastępuje ją w swych przepisach cienką fasolką szparagową lub szpinakiem. Gdzie indziej widuję propozycje dodania sałaty lub pekinki. Zresztą zielenina w oryginalnych chińskich zupach jest tak różnorodna, że ja nie wahałam się użyć tym razem rzeżuchy.

ZUPA Z KULKAMI Z WIEPRZOWINY
(na 4 osoby)

- 3 szklanki wody
- 1 kostka bulionu wołowego (lepiej: uczciwy wywar/rosół z wołowiny)
- 1 ząbek czosnku
- kawałeczek imbiru
- 1 łyżka niezbyt słonego sosu sojowego
- 2 garście rzeżuchy (lub posiekanego szpinaku albo sałaty)
- 30 dkg mielonej wieprzowiny (średnio tłustej)
- 1 jajko (lub samo białko)
- 2 łyżki słodkiej wódki (np. krupnik)
- 1/2 łyżeczki imbiru w proszku
- 1 łyżeczka "jarzynki" lub innej tego typu przyprawy (może być 1/2 ł. soli zamiast tego)

wykonanie:
Zagotować wodę lub rosół z posiekanym imbirem i czosnkiem. Z mięsa dobrze wyrobionego z przyprawami, wódką i jajkiem (białkiem) utoczyć, maczanymi w zimnej wodzie rękoma, kuleczki wielkości niedużych włoskich orzechów i wrzucać je partiami do gotującej się zupy. Po 5 min. gotowania każdą partię wyławiać na półmisek, a gdy wszystkie będą ugotowane, przecedzić zupę do czystego garnka, włożyć kuleczki i zagotować. Na koniec dać rzeżuchę i sos sojowy i wyłączyć ogień pod zupą. Podawać na koniec posiłku lub razem ze wszystkimi innymi daniami.


Trudno wyobrazić sobie chiński posiłek bez ryżu, choć już wiemy, ze nie zawsze i nie w całych Chinach jest jadany. Pozostając jednak w typowych klimatach umieszczam wariację dość znanego przepisu na ryż po kantońsku.

SMAŻONY RYŻ

- ok. 2 szklanki zimnego ryżu gotowanego na sypko
- 1 mała cebula lub 3 dymki
- 2 jajka
- 1 łyżka sosu rybnego
- 2 łyżki gotowanego zielonego groszku (może być z puszki) lub pokrojona w małą kostkę gotowana marchewka lub jedno i drugie
- 4 plasterki szynki (powinna być wędzona lecz ja dałam pieczoną peklowaną) pokrojone w paseczki
- 2 łyżki masła lub oleju
- sól i pieprz

wykonanie:
Z jajek, po wymieszaniu z sosem rybnym usmażyć cieniutki omlet i pokroić go w paseczki. Na tłuszczu zeszklić posiekaną cebulkę, dodać szynkę, wymieszać, niech się odrobinę podsmaży, a następnie dodać ryż i cały mieszając zagrzać bardzo mocno. Teraz dodać omlet, groszek, ewentualnie zieloną cebulkę, doprawić solą (niekoniecznie) i pieprzem, wymieszać porządnie i zaraz podawać.

Drób, wieprzowina i jajka w tym posiłku dopełniają się, a całość jest bardzo sycąca. Polecam!

wtorek, 13 kwietnia 2010

Chińska wieprzowina z grzybami i zieleniną oraz biały ryż



Chińszczyznę moja rodzina bardzo lubi. Uczę się gotować w tym stylu od wielu lat. Toteż nie mogłam nie zareagować na hasło "kuchnia chińska" i zaczęłam już w zeszłym tygodniu, czekając tylko z wpisem na termin akcji.
Moja smażona wieprzowina jest dość dobrze udokumentowana w poradnikach kulinarnych: zamieszcza ją niemal każda książka traktująca o gotowaniu po chińsku, lecz w różnych odmianach. Inaczej potraktowały temat autorki piszące w czasach wiecznych niedostatków na sklepowych półkach niż współczesne. Zasymilowane w Polsce Azjatki potraktowały temat inaczej niż bywałe w Chinach Polki. Zmienia się sposób przyrządzania w zależności od tego, czy książka jest pisana dla Amerykanów czy Polaków. Amerykańska odmiana kuchni chińskiej ma tendencję do upraszczania procesów i nadużywania gotowych produktów. Polki starają się zastąpić niedostępne składniki lokalnymi, co osobiście pochwalam i naśladuję.
Korzystam na co dzień z pięciu książek poświęconych kuchni chińskiej w całości lub we fragmentach, zaglądając od czasu do czasu do wielu innych oraz Internetu. Miałam jeszcze szóstą książeczkę, ale jako najbardziej "przystępną" i bogato ilustrowaną, podarowałam początkującej w gotowaniu koleżance.
Jak rozpoznałam w mojej wieprzowinie za każdym razem to samo danie? Pomimo różnicy nazw - smażona wieprzowina, siekana wieprzowina z warzywami lub wieprzowina z opieńkami - uznałam, że ważne są:
a) główny składnik,
b) przyprawy i dominujące dodatki,
c) sposób obróbki.
Głównym składnikiem za każdym razem jest chudsze mięso wieprzowe z dodatkiem grzybów suszonych i zieleniny, przyprawione czosnkiem, imbirem, alkoholem, sosem sojowym i olejem sezamowym, a sposób obróbki to szybkie smażenie i lekkie podduszenie zamarynowanego wcześniej mięsa. Te czynności są za każdym razem takie same i ogólny wygląd, smak i sposób podania potrawy jest podobny. Jestem przekonana, że zbliżony do oryginału.
Udało mi się dostać wyjątkowo ładną łopatkę, którą bez trudu odtłuściłam i odbłonowałam; w przeciwnym razie użyłabym szynki. Do smażenia wolałam użyć niewielkiej ilości dobrego smalcu, aby podkreślić smak mięsa (mięso i tłuszcz pochodzące z tego samego zwierzęcia, to stara zasada, którą wpoiła mi mama), lecz przeciwnicy tego tłuszczu mogą wziąć olej sojowy lub rzepakowy. Co do dodatku warzywnego, to wszystkie przepisy przewidywały albo pora albo cebulę oraz któreś z warzyw liściastych: sałatę, pekinkę... Wybrałam białą kapustę, bo była, ale jest zbyt twarda, żeby jej wcześniej nie zmiękczyć przez blanszowanie.
Podane ilości dotyczą osób, które lubią zjeść; jeśli przy stole będą dzieci lub osoby przyzwyczajone jadać mało, to na pewno jeszcze zostanie!

WIEPRZOWINA SMAŻONA Z GRZYBAMI I ZIELENINĄ
(ilość na 3 - 4 osoby)

- 40 dkg chudej łopatki wieprzowej bez kości lub mięsa od szynki
- 20 dkg porządnie zblanszowanej (sparzonej wrzątkiem) białej kapusty pokrojonej w kwadraty lub 4 liście surowej kapusty pekińskiej
- 20 - 30 centymetrowy kawałek białej części pora
- 6 suszonych grzybów shitake lub opieńków
- 2 łyżki smalcu
- 1 łyżka wódki (jest konieczna, zmiękcza mięso!)
- 1 łyżka startego korzenia imbiru
- 1 starty ząbek czosnku
- 2 łyżki sosu sojowego
- 2 łyżeczki cukru
- 2 łyżeczki oleju sezamowego
- gotowana marchewka do dekoracji (niekoniecznie)
- biały ryż na sypko do podania

Mięso pokroić na niewielkie cząstki wygodne do jedzenia pałeczkami, skropić alkoholem, natrzeć startym czosnkiem i imbirem oraz połową sosu sojowego (1 łyżka) i cukru (1 łyżeczka); odstawić na około pół godziny.
Suszone grzyby namoczyć we wrzątku; jak zmiękną, pokroić na połówki lub ćwiartki, a wodę z moczenia zachować.
Por pokroić skośnie na plasterki, a kapustę na kwadraty wygodne do uchwycenia pałeczkami.
Na rozgrzanym mocno smalcu mieszając smażyć mięso w jak najwyższej temperaturze (szeroki teflonowy rondel doskonale zastępuje mi wok, którego należałoby tu używać!) przez 2 minuty do zrumienienia. Następnie dodać pora, kapustę i grzyby i smażyć jeszcze 2 - 3 minuty, dbając by się warzywa pokryły równomiernie tłuszczem (którego nie należy już dodawać!) i zmiękły.
Dodajemy pozostały sos sojowy i cukier, skrapiamy potrawę wodą pozostałą po namoczeniu grzybów i dusimy mieszając jeszcze ok. minuty, aby powstało nieco sosu. Na koniec skrapiamy gotową potrawę olejem sezamowym (koniecznie! Smak jest niezrównany!) i podajemy z białym ryżem po chińsku.

SYPKI RYŻ PO CHIŃSKU
(ilość na 2 obiady dla 3 osób)

2 szklanki pięknego, czystego białego ryżu o długich ziarnach
1/2 łyżeczki soli (Uwaga: Chińczyk nie dodałby soli wcale!)
3 szklanki wrzącej wody
2 łyżki oleju dobrej jakości (np. rzepakowy)

Do średniej wielkości garnka wlewamy olej i rozgrzewamy go na średnim ogniu. Wrzucamy ryż bez płukania i namaczania (tak!) i stale mieszając prażymy aż wszystkie ziarna staną się szkliste lub białawe (zawsze zmieniają odcień bieli, co widać wyraźnie, ale jakoś trudno to określić, w którą stronę bardziej, bo nie jest to zmiana jednolita, ziarna różnią się między sobą). Nie należy dopuścić do przypalenia, ale powinno się mieć pewność, że temperatura ryżu jest wysoka. Wtedy wlewamy wrzącą wodę. Ostrożnie! Będzie pryskać!
Dodajemy sól (lub nie), doprowadzamy ryż z wodą do zagotowania, przykrywamy szczelnie garnek i zmniejszamy ogień tak, aby ryż powoli się gotował. Po 15 minutach od zagotowania zdejmujemy garnek z ognia i nadal szczelnie przykryty trzymamy w ciepłym miejscu do momentu podania na stół (lecz minimalnie 10 minut). To miejsce to może być piekarnik lekko nagrzany (50 - 75 stopni) lub pod kocem, albo wystarczy garnek porządnie owinąć ręcznikiem.
Ziarna ryżu powinny być lekko związane z sobą, aby się dały podnosić pałeczkami, lecz pod naciskiem rozdzielać się bez żadnego trudu. Tak przygotowany ryż, jeśli nie zostanie w całości zjedzony, może być odgrzewany i używany do innych potraw chińskich.

Uwaga: zapomniałam napisać, że tę ilość wieprzowiny, to ja usmażyłam w dwóch partiach (dla siebie z mężem, a po godzinie dla wracającego ze szkoły syna) i innym też tak radzę, bo zimne mięso obniży temperaturę tłuszczu, wydzieli dużo soku i zamiast smażyć, zacznie się dusić. Jeśli to konieczne, to chyba ilość tłuszczu do smażenia, a potem sosu sojowego i oleju sezamowego w ostatnich czynnościach można nieco zwiększyć - nie powinno zabić to smaku mięsa.

Bibliografia:
Anna Tseng - Brzozowska, Julia Pitera "Kolacja pod lampionami", wydawnictwo Watra, W-wa 1990, str. 84 - 85
Mayumi Ishii "Kuchnia Dalekiego Wschodu", Biblioteczka Poradnika Domowego nr 10/99, Prószyński i S-ka, W-wa 1999, str 76
Marta Szydłowska "Kuchnia Chińska dla Polaków", wydawnictwo MADA, W-wa 1999, str. 20 - 21

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Sezon wędkarski - Smażone karasie

smażony karaś
Jeśli chodzi o ryby słodkowodne, to jestem rozpieszczana przez teścia - zapalonego wędkarza, który dostarcza mi pysznych świeżych rybek i kochaną Mamę mojego męża, dzięki której dostaję te rybki już wypatroszone i oskrobane! Właśnie zaczął się sezon "moczenia kija", więc u mnie w kuchni coraz więcej potraw z ryb!

SMAŻONE KARASIE

- umyte i oskrobane rybki
- sok z cytryny
- przyprawa typu "jarzynka"
- czosnek liofilizowany w proszku
- mąka do obtaczania
- olej do smażenia

Polewamy rybki, zwłaszcza wewnątrz, sokiem cytrynowym (to nadaje jędrność, ryba się nie rozpada przy smażeniu), posypujemy przyprawą warzywną (jest dość słona, żeby więcej soli już nie dodawać!) i czosnkową. Tak przygotowane ryby powinny trochę się pomarynować, nasiąknąć tymi smakami, przez jakieś pół godziny do godziny.
Następnie dokładnie obtaczamy ryby w grubej mące (krupczatka, z niej nie robią się kluchy) i kładziemy na rozgrzany olej na patelnię. Oleju nie należy żałować, bo chodzi o uzyskanie wysokiej temperatury, a ryba nie nasiąknie nim, bo nie ma żadnej grubej panierki! Smażyć trzeba na dość silnym ogniu, przewracając, do momentu, kiedy obie strony będą brązowe czyli dość krótko.

karasie smażonePodać można z chlebem, z ryżem lub tylko z warzywami. Pierońsko zdrowe, bo tej smażeniny tam tyle, co nic, na powierzchni, a pod spodem białe, chude mięsko rybie! Re - we - la - cja!!!



I jeszcze raz zbliżenie na te pyszności - czyż nie są kuszące?

sobota, 10 kwietnia 2010

milczenie

Post, który tu był został wykasowany.

Właśnie dowiedziałam się o katastrofie samolotu prezydenckiego.

piątek, 9 kwietnia 2010

Dopadłam, upolowałam, pożarliśmy :)









Fiołki.
Przycupnięte, jeszcze nie wiedzą, co je czeka...





W galaretce, dokładnie wg przepisu Monsai:

- dwie szklanki wody
- sok z 1 cytryny
- 3 łyżki cukru
- dwie garście płatków z fiołka wonnego lub leśnego (obierając je faktycznie fioła można dostać)
- żelatyna spożywcza - ilość uzależniona od podanej proporcji na opakowaniu, ograniczona do ilości wody jaką używamy (dałam 3 łyżeczki takiej w proszku)

Wodę wlewamy do rondelka, dodajemy sok z cytryny i cukier.
Gotujemy do wrzenia. Odstawiamy z gazu i dodajemy żelatynę. Natychmiast energicznie mieszamy, by cała się dobrze rozpuściła, dosypujemy płatki fiołków -wcześniej przepłukane na sitku wodą. Mieszamy delikatnie i odstawiamy do przestudzenia.
Ostudzoną galaretkę przelewamy do foremek i wstawiamy do lodówki, by stężała.
Nie umiem wyjąć galaretki w całości z pojemnika, dlatego na moich zdjęciach są te fioletowe meduzy przypominające przeciwników, z którymi walczy się w japońskich erpegach (kto grał w Final Fantasy VII albo w Chrono Cross, temu na pewno widok ten wyda się znajomy). Galaretka była bardzo dobra w smaku - orzeźwiająca i kwaskowa, co jest zaletą każdej galaretki, niezbyt słodka i bardzo ładnie pachnąca fiołkami. W połączeniu ze smakiem, aromat ten nie kojarzył się już perfumeryjnie, tylko jak najbardziej spożywczo. Dziękujemy za przepis, Monsai!

wtorek, 6 kwietnia 2010

Mazurek orzechowy - gotowany











Doskonałe połączenie bardzo słodkiej masy z indyjskiego przepisu na halawę orzechową lub migdałową (gdzieś niedawno widziałam, ze ktoś robił ją w postaci kulek - nie mogę niestety teraz znaleźć tego) i słonawego spodu z ciasteczek. Te spody także widziałam w kilku miejscach, przeważnie pod sernikami, lecz ja użyłam Wiatraczków owsianych z otrębami firmy San, nie Digestive'ów i smak bardzo mnie zadowolił.
Następnym razem zrobię jednak spód kruchy, bo jest solidniejszy, lub wyłożę ciasteczka bez kruszenia, mieszania i pieczenia, a w nadzieniu zmniejszę ilość mleka lub zagęszczę je mlekiem w proszku - mazurek był pyszny, lecz trudny do schludnego nakładania. Tylko za swój smak godzien jest jednak uczestniczyć w akcji wielkanocnej Olgi Smile.

MAZUREK ORZECHOWY GOTOWANY

spód:
- 20 dkg ciasteczek o zdecydowanym, słonawym smaku
- 10 dkg masła
Zmielone ciasteczka zagnieść z masłem i wgnieść w spód blaszki na mazurek. Upiec przez 10 minut w 180 stopniach.
lub:
szczelnie wyłożyć blaszkę ciasteczkami albo waflem. (Bez masła.)

wierzch:
(jak na halawę/leguminę orzechową z "Kuchni Kryszny")
- 225 g mielonych orzechów włoskich (dałam 30 dkg)
- 300 g brązowego cukru (dałam biały)
- 375 ml mleka czyli 1 i 1/2 szklanki, ale to za dużo!!!
- 2 łyżki masła
Przepis z książki podaje: zmieszać, zagotować i na małym ogniu gotować 15 min (dłużej, znacznie dłużej). Masa ma odchodzić od dna garnka, wtedy jest gotowa. Powinna zastygnąć rozsmarowana na mazurku (albo sama na czystym talerzu, do pokrojenia w kwadraty później) lub dać się toczyć w kulki.
Moja do końca (końca mazurka w naszych brzuchach, ma się rozumieć) pozostała nieco za rzadka, natomiast zastygła w małych porcjach w malutkich babeczkach z kruchego ciasta.
Podejrzewam, że gdy włoskie orzechy zastąpić migdałami, efekt będzie lepszy w konsystencji, ale na pewno nie smakowo!

Mimo pewnych kłopotów, które da się przecież ominąć, polecam ten deser, bo jest przepyszny!
Dekoracja też mi nie wyszła, jak widzę te wszystkie arcydzieła cukiernicze na blogach, to aż mnie z zazdrości skręca ;)

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Świątecznie - obrazkowo

Cześć! Dzisiaj głównie obrazki świąteczne; może komuś się spodobają. Na początek moje kraszanki w zdobytej w sklepie ze starociami wiklinowej kaczuszce. Kraszanki to tradycyjna śląska technika zdobienia jaj (ufarbowanych wcześniej w łupinie cebuli lub kupnych barwnikach) przez wyskrobywanie wzorów ostrym narzędziem. Nauczyłam się tego od taty. A kaczuszka spodobała mi się od pierwszego wejrzenia:


Następnie śliczny serwetko-koszyczek na jajka, który zrobiła dla mnie nieoceniona Diwina. Tutaj są w nim akurat mandarynki i nieco słońca:


Wszystkie mazurki, które zrobiłam, wydały mi się takie mało dekoracyjne, smaczne, ale nie dość świąteczne. Zawsze marzyłam o takim mazurku jak z obrazków w książkach. I z tego niedosytu estetycznego popełniłam na koniec mazurek "Côte d'Azur" o niewyszukanym smaku - z przepisu na babkę piaskową (plus mnóstwo bakalii) - lecz pokryty wypasioną dekoracją z kandyzowanych owoców z Menton i francuskiej confiture de lait (kajmaku). Połowa, przeznaczona dla rodziny, ozdobiona jest rysunkiem palmy (na upartego nawiązującym do Wielkanocy); był to pomysł mojego syna. A na drugiej połowie zaszalałam zupełnie już pogańskim motywem... powiedzmy... solarnym, czyli rozetką:


I na koniec jeszcze stadko czerwonookich zajączków z białą czekoladą:


sobota, 3 kwietnia 2010

Wielkanoc

Zdrowych, wesołych świąt wielkanocnych, dobrej pogody i miłych spotkań
życzy, wraz z autorką:




MAZUREK RÓŻANY
lub ZAJĄCZKI WIELKANOCNE

1 szklanka mąki tortowej
1 szklanka krupczatki
1 kostka margaryny do pieczenia
1/2 szklanki cukru pudru (niekoniecznie)
1 jajko (lub 2 żółtka)
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
1 łyżeczka aromatu (np. arakowego)


Po zagnieceniu ciasta (lepiej zostawić na trochę w chłodnym miejscu dla lepszego związania składników) można wałkować i wycinać zajączki lub wylepić nim foremkę (wystarcza na 2 małe).

ZAJĄCZKI: piec 10-12 minut w temp. 180 stopni (blachę wykładam folią aluminiową, ale można też posmarować tłuszczem). Po wystudzeniu lukrować lub smarować czekoladą.

MAZUREK:
Na ciasto wylepione na dnie wysmarowanej tłuszczem lub wyłożonej papierem pergaminowym foremki (grubość 0,5 cm) nałożyć cienką warstwę tartych z cukrem płatków róży. Można wierzch ozdobić dodatkowo siatką z ponacinanego ciasta francuskiego (kupnego, w moim przypadku) lub piec bez tego, a potem dowolnie ozdobić mazurek. Pieczemy 25 minut w 200 stopniach (uwaga na gazowe piekarniki - może trzeba w nich piec krócej?)

UWAGA: róża i polewy na ciastkach są tak słodkie, że kto nie lubi nadmiaru słodyczy, może do ciasta wcale nie dawać cukru - również jest bardzo dobre. Ciasto z cukrem jest luźniejsze, więc można nie dawać całego jajka. Luźnym ciastem łatwo jest wylepić foremkę bez wałkowania, twardsze będzie lepsze na ciasteczka! Zawsze można też dosypać troszeczkę więcej mąki.

piątek, 2 kwietnia 2010

Postne i wegetariańskie zupki na Wielki Piątek


Czasem post jest dobry. Nie chodzi mi o względy religijne lecz zdrowotne. No i po lekkim przegłodzeniu wszystko dobrze smakuje :)
Polecam, na dzisiejszy dzień i nie tylko, trzy śląskie przednówkowe zupki we współczesnej aranżacji. Wszystkie wypróbowane przeze mnie w tym tygodniu. Wszystkie mniej lub bardziej błyskawiczne :)

WODZIONKA
(przepis na jedną porcję)
- kromka czerstwego chleba (z żytnim lepsza)
- roztarty z solą (vegetą) ząbek czosnku
- szczypta kminku
- 1 łyżeczka masła
- 1 szklanka wrzątku
- 2 łyżeczki śmietany (niekoniecznie)
Pokrojony chleb, czosnek, sól, kminek i masło zalać na talerzu wrzątkiem; odczekać aż chleb namoknie, ew. dodać śmietanę.

Tę zupkę jadłam sama na śniadanie, bo nie odważyłam się jej podać rodzince. Jej jakość zależy od chleba; dominuje smak czosnku, który długo jeszcze zostaje w ustach. Jeśli nie użyjemy masła i śmietany - zupa jest wegańska.
Przepis był znany w mojej rodzinie od dawna, lecz musiałam go sobie przypomnieć; pomogły dwie książki wymienione poniżej i ta piosenka.

ŻUR POSTNY
- słoiczek kwaszonego żurku
- 1/2 litra wody
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 3 grzyby suszone lub kostka bulionu grzybowego
- roślinny (bo post!) tłuszcz
- 1/2 szklanki mleka
Zagotować wodę z posiekanymi grzybami lub kostką i zgniecionym czosnkiem. Na patelni zrumienić posiekaną cebulę na roślinnym tłuszczu (olej, margaryna) i gorącą wrzucić do wrzącej wody; pogotować trochę by cebula zmiękła. Po chwili dodać żur (kwas) wraz z mąką z dna słoika lub mąki tej użyć do zrobienia zasmażki. Zasmażkę rozrobić mlekiem i dodać do zupy. Względnie mleko dodać na końcu.
Jeśli nie użyliśmy kostki bulionowej, to zupę trzeba dosolić. Podać z ziemniakami z wody, można z jajem na twardo. Jeśli chcemy ziemniaki ugotować w zupie, to trzeba je dodać na 15 min. przed wlaniem kwasu, bo kwas utrudnia mięknięcie warzyw.

Zadziwiająco smaczna zupa, co przyznała cała rodzinka! Zero mięsa i kiełbasy, a jednak smak i konsystencja bardzo mi odpowiada. Inna rzecz, że miałam doskonały kwas pn. "barszcz biały" ze stoiska ekologicznego. Gdybym jeszcze dysponowała prawdziwymi grzybami, to szczęście byłoby pełne. Wersja bez jajka będzie wegetariańska, bez mleka także - wegańska.
Przepis wzorowałam na żurkach z książki "Krupnioki i moczka czyli gawędy o kuchni śląskiej" Wery Sztabowej.

ZUPA Z MAŚLONKI (maślanki) czyli POLYWKA
1,5 szklanki wody
szczypta kminku
3 ziemniaki
400 ml maślanki
1 łyżka mąki
200 ml śmietany
maggi lub inne smakowe dodatki
Ugotować pokrojone w kostkę ziemniaki w wodzie z przyprawą i kminkiem, a mąkę wymieszać dokładnie z maślanką i wlać gdy ziemniaki (kartofle) będą miękkie. Mieszając zagotować, zabielić śmietaną, doprawić do smaku.

Smak tej zupy jest dobry, lecz mdławy jak na współczesne gusty - trzeba ją dosmaczyć, popieprzyć może itp. Za to konsystencja jest bardzo, moim zdaniem, przyjemna. Zupa z maślanki jest całkowicie wegetariańska. Rodzinka zjadła ją bez komentarzy.
Najlepszy przepis znalazłam w broszurce "Smaki ziemi raciborskiej wczoraj i dziś" wydanej przez Grzegorza Wawocznego, ale znajdzie się jakiś wariant w każdej przyzwoitej książce o kuchni śląskiej.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Regularne odżywianie podstawą zdrowia ;) Wpis pierwszokwietniowy.


W dniu dzisiejszym pozwolę sobie opublikować zdjęcia dwóch najbardziej niedbałych posiłków, jakie w tym roku przygotowałam: śniadanie dietetyczne i zdrowy obiad :)
Na śniadanie składają się:
2 kromki chrupkiego pieczywa
połówka miękkiego awokado (to ten zielony glut wypływający po złożeniu i ściśnięciu kromek)
2 plastry szynki wędzonej
masło
papryka czerwona
resztki konserwy "przysmak śniadaniowy" - jak sama nazwa wskazuje, idealnie nadającej się na śniadanie. Po przyrządzeniu sobie tego posiłku tak zaczęłam się śmiać, że aż musiałam na zdjęciu utrwalić ten oryginalny zestaw. Skądinąd smaczny i sycący :D

A oto posiłek, który kiedyś w pośpiechu podałam mojemu mężowi (nawet nie wybrzydzał, choć po twarzy przemknął mu jakby cień zdziwienia):
- kotleciki rybne skropione resztką keczupu
- porżnięty konserwowy ogórek
- ugotowana w 5 min. kaszka manna.

A wszystko to publikuję ku uciesze tych, co im się wydaje, że nie umieją smacznie gotować lub, że jak ktoś gotować umie, to już zaraz zawsze wszystko jest cacy ;)