środa, 27 stycznia 2010

Chrupiąca przekąska mojego pomysłu


To jest bardzo dobre, smakuje jak jakieś orzeszki! Ziarenka dwa dni moczonej cieciorki (grochu włoskiego), odsączone i lekko obsuszone papierowym ręcznikiem, ostrożnie wkładamy do gorącego oleju. Nie za dużo na raz, ja wrzucałam pojedynczo. Olej nie ma dymić, ale powinien być dość gorący.
Ziarna wypływają na wierzch i śmiesznie się kręcą sycząc i wypuszczając z wnętrza miniaturowe bąbelki. Trzeba temperaturę i czas uregulować tak, żeby stały się chrupiące, ale nie spalone; raczej nie smażą się dłużej niż frytki, chociaż na zegarek nie patrzyłam.
Po wyjęciu cedzakową łyżką odsączyć nadmiar oleju na serwetce, posolić i chrupać. Ciekawe, co na to nasi karnawałowi goście?

wtorek, 26 stycznia 2010

Obiad po angielsku


STEK Z SOMERSET i TŁUCZONA RZEPA
przepis wypatrzony w Internecie i oczywiście zmodyfikowany po mojemu

składniki:
3 kotlety schabowe z kością
3 jabłka pokrojone w plasterki ze skórką
2 cebule pokrojone w krążki
1/2 szklanki cydru (można zastąpić wytrawnym winem śliwkowym domowej roboty lub sokiem jabłkowym bez cukru)
pieprz, sól, olej do smażenia, łyżka mąki na zasmażkę do sosu
1 duża rzepa
3 ziemniaki
1/2 pęczka zielonej cebulki, sól, masło

wykonanie:
Kotlety obsmażyć z obu strona na patelni, posolić, popieprzyć, ułożyć na blaszce do pieczenia. Na patelnię dać krążki cebuli; w czasie gdy się smażą wyciąć gniazda nasienne z krążków jabłek, które następnie dorzucić do cebuli i zrumienić. Obłożyć kotlety cebulą z jabłkami, podlać cydrem, sokiem lub śliwecznikiem, przykryć folią aluminiową i dać na godzinę do gorącego piekarnika.
Tymczasem ugotować ziemniaki i osobno pokrojoną w kostkę rzepę. Rzepę odcedzić i zmiksować, dodać do tłuczonych ziemniaków wraz z masłem i posiekaną zieloną cebulką.
Kiedy mięso jest już upieczone, wyłożyć na talerze, a na patelni, na której się wcześniej smażyło, zasmażyć łyżkę mąki i rozprowadzić sokiem spod mięsa. Steki i puree polać tym sosem na talerzach.
Nie mogłam się powstrzymać i ponieważ do rzepy i jabłek bardzo pasuje mi smak wędzonki, to posypałam wszystko skwarkami z boczku. Uznałam, że dodatek czegoś bekonopodobnego będzie taki... arcybrytyjski ;D

somerset steak

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Kuchnia japońska dla Polaków - odcinek 4



Widziałam wykonanie takiego deseru w "Cooking with Dog" na You Tube w odcinku How to Make Bento i po prostu musiałam spróbować jak to smakuje. Tylko ta japońska dynia jest inna, jakaś zielona, u nas takiej nie widzę. Nie miałam też ziaren czarnego sezamu do posypania :(


SMAŻONA DYNIA W MIODZIE
Takie kawałki dyni jak na zdjęciu (starałam się wycinać od strony skórki, takie twardsze) usmażyłam w głębokim oleju i obtoczyłam w miodzie. Ślicznie pachnie i wygląda, ale w smaku jest mdławe. Akurat, żeby jednorazowo zaskoczyć gości egzotyką :)

Ogonowa i inne rozpustnice

Zrobiło się jeszcze zimniej i jeśli poprzedni post o zupach zatytułowałam "Przyjaciółki zmarzluchów", to te, które dzisiaj chciałabym zaprezentować są już chyba namiętnymi kochankami każdego zgłodniałego i zziębniętego żołądka. Są tłuste, gęste i bardzo mięsne. Sycą i rozgrzewają!

ogonowa zupaZUPA OGONOWA
- 1 pocięty na części krowi ogon
- sól, pieprz ziarnisty, ziele angielskie, liść laurowy, suszone warzywa rosołowe (niekoniecznie), tymianek (niekoniecznie), kilka goździków
- seler, marchew, pietruszka, cebula i pasternak (niekoniecznie)
masło
- szczypta mielonych goździków, pół łyżeczki ostrej papryki, szczypta tymianku suszonego
- 2 łyżki przecieru pomidorowego
- pół pęczka zielonej pietruszki (niekoniecznie)
- 1 łyżka mąki i 1 łyżka masła na zasmażkę

Myjemy części ogona w gorącej wodzie, zalewamy zimną i gotujemy do miękkości z przyprawami, solą i suszoną włoszczyzną lub wegetą. Czas gotowania zależy od wieku krowy, może być nawet 3 godziny, ale taka zupa, gotowana długo z ogona starej krowy jest lepsza. Niektóre przepisy zalecają obsmażenie ogona na maśle przed gotowaniem; warto spróbować.
Po ugotowaniu ogon musi zostać obrany z mięsa i tej kleistej tkanki. Wszystko to drobno kroimy; nawet nieco najmiększych chrząstek siekamy, aby dodać do zupy - wszystko to jest zdrowe, a rodzina i tak się nie dowie co zjadła, bo nie zdąży się przyjrzeć!
Warzywa ładnie kroimy w kostkę lub półplasterki i w drugim garnku obsmażamy na maśle, zalewamy wywarem z ogona (trzeba przecedzić), dodajemy przyprawy w proszku i gotujemy aż warzywa będą bardzo miękkie czyli jakieś 20 minut. Pod koniec gotowania dodać trzeba obrane z kości mięso, a zupę doprawić zasmażką z przecierem pomidorowym (lub przecier dodać osobno, a zasmażkę jak zwykle). Ładnie wygląda posypana drobniutko usiekaną natką pietruszki.
Ogonową podawać można z grzankami lub dodać do niej makaron, jak do rosołu.

golonka zupaZUPA NA GOLONCE
- peklowana golonka z kością
- łyżeczka gorczycy, liść laurowy, ziele angielskie, pieprz ziarnisty, cebula
pokrojony w kostkę ziemniak (niekoniecznie), brokuł, 2 marchewki, pół selera i inne warzywa jakie lubimy, może też być mrożona mieszanka z woreczka
- gęsta kwaśna śmietana

Golonkę zalewamy wodą, dajemy przyprawy i gotujemy do miękkości (dziabnąć czymkolwiek, jak gładko wchodzi przez skórę aż do kości, to gotowe), wywar przecedzamy, a golonkę rozbieramy następująco: największy ładny różowy mięsień zostawiamy do kanapek, resztę mięsa kroimy i odkładamy, kawałeczek ładnej skórki odcinamy, siekamy drobniutko i odkładamy z mięsem, do tego jeszcze ok. 2 łyżek najdelikatniejszego tłuszczyku; resztę skórki i tłuszczu zużyć można do bigosu lub do pasty kanapkowej z mielonej wędliny, albo nakarmić głodne zwierzę.
Teraz na wywarze z golonki gotujemy pokrojone w kostkę warzywa, dodajemy mięso z częścią tłuszczu i skórki, a na koniec zabielamy śmietaną.
Jeśli nie jesteśmy na diecie ubogowęglowodanowej, to przed końcem gotowania można dodać garść kaszy lub płatków jęczmiennych.

KRUPNIK NA KOŚCIACH
- wieprzowe kości pozostałe po odcięciu schabowych lub z innej części świni
- 1 łyżeczka "jarzynki", kilka ziaren pieprzu
- pokrojone w kostkę: marchewka, pietruszka, seler
- wszelakie inne warzywa, na które mamy ochotę np.: seler naciowy, brukselka, kalafior też podzielone na małe części
- 2-3 łyżki pęczaku lub drobniejszej kaszy jęczmiennej
- kwaśna śmietana i siekana zielona pietruszka wg uznania
Gotować należy kości z jarzynką i pieprzem tak długo, aż można je będzie obrać z resztek mięsa. Przecedzić wywar i ugotować w nim warzywa oraz kaszę. Dodać obrane mięso, śmietanę, ew. zieleninę i szczyptę pieprzu.
Jeśli zupa ma być jedzona przez osoby będące na diecie niskotłuszczowej, to możemy wywar ugotować dzień wcześniej, ochłodzić, dać do lodówki, a następnego dnia starannie zdjąć cały tłuszcz z powierzchni.

W ogóle we wszystkich tych zupach ilość tłustości i węglowodanów może być regulowana. Ważne jest, by zawierały dość mięsa i warzyw, żeby zapełnić żołądek i dostarczyć energii na zimowy dzień.


sobota, 23 stycznia 2010

Boska wołowina w sosie ostrygowym

Jak ja kocham kuchnię chińską za takie właśnie dania: proste w przygotowaniu, szybkie, sycące i bardzo smaczne! A podobno także zdrowe.
Przepis pochodzi z nieocenionej książki "Kuchnia azjatycka. Ponad 120 przepisów kuchni azjatyckiej" wyd. fk, której wielką zaletą i sporą wadą jednocześnie są piękne całostronicowe ilustracje fotograficzne prawie wszystkich przepisów. Zaletą? To oczywiste. Ale dlaczego twierdzę, że to też wada? Bo z punktu widzenia kogoś, kto zabiera książki kucharskie do kuchni, gdzie ich miejsce i intensywnie z nich korzysta w czasie gotowania, to "Kuchnia azjatycka" jest strasznie nieporęcznym tomiszczem; no i szkoda zaplamić tak ślicznie wydaną książkę. Wybrnęłam z tego tak: wolumin dostała siostra, a ja skopiowałam wszystkie przepisy i do kuchni wynoszę tylko jedną kartkę przypinając magnesem do lodówki, żeby zerkać przy gotowaniu.
I co według tych przepisów zrobię, to udane i do powtórzenia w niedalekiej przyszłości!

WOŁOWINA W SOSIE OSTRYGOWYM
składniki:
450 g polędwicy wołowej
2 łyżki oleju roślinnego
1/4 łyżeczki kminu (nie miałam po ręką mielonego)
1/2 łyżeczki mielonej kolendry
175 g kolb mini kukurydzy (nie było)
1/2 szklanki osączonych pędów bambusa z puszki
1 szklanka młodego groszku w strączkach (rozmroziłam z woreczka)
2 łyżki sosu ostrygowego (to jest clou tego dania!)
2 łyżeczki ciemnego cukru muscavado (okazało się, że biały cukier nie zepsuł dania)
2/3 szklanki bulionu wołowego (rozpuściłam pół kostki rosołowej)
1 łyżeczka mąki kukurydzianej (dałam pszenną razową)
1 łyżka sosu rybnego
cebulka dymka pokrojona w krążki do przybrania

wykonanie:
- ostrym nożem pokroić mięso w cienkie plastry, a potem w paseczki (miałam wąski kawałek i paseczków już nie robiłam, za to plasterki były naprawdę cieniutkie!)
- rozgrzać olej w woku (u mnie: duża patelnia) i smażyć wołowinę na ostrym ogniu ok. 5 min. Dodać mielone przyprawy i jeszcze smażyć minutę.
- dać warzywa, sos ostrygowy, cukier i bulion (nie dałam całego). Mieszając zagotować. W tym miejscu postąpiłam tak: najpierw dodałam ten rozmrożony groszek i resztę, a po chwili gotowania dopiero pędy bambusa.
- mąkę wymieszaną z sosem rybnym (tu użyłam też reszty bulionu) wlać do smażonej potrawy i przemieszać trzymając na ogniu aż sos zgęstnieje. Podać posypane zieloną cebulką.



"Kuchnia azjatycka" doradza dodatek makaronu jajecznego, toteż ugotowałam wcześniej trochę połamanego na 3 części spagetti, zahartowałam zimną wodą i wymieszałam z łyżką masła, żeby się nie zlepiło, a po zdjęciu mięsa z patelni wlałam na nią troszkę wody i kropelkę sosu sojowego, dałam makaron i mocno go podgrzałam mieszając.



Ta potrawa na pewno będzie równie udana z mięsem wieprzowym (schab, szynka, łopatka).

piątek, 22 stycznia 2010

Niskowęglowodanowy chleb wg dr Atkinsa


Słówko się rzekło - kobyłka u płotu: pora drastycznie ograniczyć węglowodany. Żegnajcie bułeczki, ziemniaczki i kaszki. Apage, cukierki i ciastka!
Nie deklaruję konkretnego systemu, bo nie zawsze mogę ściśle się trzymać diety optymalnej dr Kwaśniewskiego lub diety dr Atkinsa czy dość trudnej diety "protal".
Po prostu zamierzam unikać węglowodanów, co zawsze było jedynym skutecznym sposobem na zmniejszenie moich "oponek" (z rozmiaru monster tracka do - powiedzmy - traktorka).
Niskowęglowodanowy chlebek dr Atkinsa może mieć zastosowanie także w diecie Montignac'a, ale w powyżej wymienionych będzie szczególnie przydatny, bo ciężko nam wyobrazić sobie śniadania bez żadnego pieczywa. Mnie na przykład zimny twaróg lub wysokobiałkowa sałatka bez żadnego "popychacza" jakoś gorzej wchodzi. Jajka w różnych postaciach są wspaniałe, ale ile można? Zupy zostawiam sobie na obiad lub kolację; tak samo mięso czy kiełbasę, której w ogóle jem niewiele.
Jeśli jednak wyeliminujemy z wypieków mąki zbożowe, to czym je zastąpić? Można używać tartych orzechów, migdałów czy nasion oleistych (jak słonecznik) albo mąki z nasion roślin strączkowych, zawierającej dużo białka.
W oryginalnym przepisie na ten chleb jest mąka sojowa lub mieszanka Atkinsa (cokolwiek to jest); nie wiem, jak u Was, ale w Raciborzu żadnego z tych produktów kupić się nie da. Miałam za to drobną żółtą soczewicę w połówkach kupioną dawno temu w azjatyckim sklepie w Nicei, na której francuska etykieta informowała (błędnie, jak mi się zdaje), że jest to fasolka (haricot) mungo; mogła to być wyjątkowo drobna urad dal - rodzaj soczewicy często używany w potrawach indyjskich. Zmieliłam ją na kaszkę, potem namoczyłam przez noc i znów mieliłam blenderem na papkę. Na koniec w cieście było trochę za dużo wody i dlatego mój chleb wyszedł zbyt wilgotny i ma lekki zakalec. Doradzam więc użycie sypkiego produktu, np. mąki grochowej czy cieciorkowej.
Sproszkowaną proteinę z serwatki, której jak żyję nigdy na oczy nie widziałam, zastąpiłam odtłuszczonym granulowanym mlekiem w proszku.
Podaję przepis tak, jak go wykonałam, a szanowni Czytelnicy mojego bloga wyciągną własne wnioski i korzyści z tego i - mam wielką nadzieję - podzielą się ze mną swoim doświadczeniem.

CHLEB UBOGOWĘGLOWODANOWY
składniki:
- masło do posmarowania foremki
- 1/3 szklanki drobnej soczewicy namoczonej przez noc, dokładnie odsączonej i zmielonej na papkę
- 1/3 szklanki odtłuszczonego mleka w proszku
- 2 duże jajka
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki kwaśnej śmietany 30% tłuszczu
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- 1/2 łyżeczki soli
wykonanie:
Dokładnie wymieszać wszystko ze zmiksowaną soczewicą, grubo posmarować masłem malutką keksówkę (użyłam aluminiowej jednorazowej) i piec co najmniej 25 minut w 190 stopniach.

Z podanej ilości składników wychodzą dwie porcje. Podobno całość ma tylko ok. 17 gramów węglowodanów. Jest pyszne zarówno z jajecznicą jak i ze wspaniałym raciborskim serkiem śmietankowym! Następnym razem spróbuję z masłem i pomidorem.

Białe szaleństwo


Znowu uległam pokusie skosztowania jakiegoś ZŁA, a w zakładkach już dawno miałam zaznaczony przepis na Krówki z białej czekolady z bloga Pomarańcza i imbir. Tym razem usprawiedliwia mnie trochę to, że większość tłustych białych bloczków powędrowała wczoraj do babci Ludki. Babunia od razu znalazła dziurę w całym i powiedziała, że brak kawy albo kakao, "żeby to miało jakiś smak". Uśmiałam się i solennie obiecałam zrobić jeszcze jedne z użyciem zwykłej, ciemnej czekolady. Reszta rodzinki stwierdziła, że to najlepsze z moich ostatnich lepkich eksperymentów. Łażą po śniegu i mrozie, to im gładko wchodzą takie bomby energetyczne. Ja raczej zacznę już unikać cukru.
Najzabawniejsze jest, że mi się te "krówki" wcale tak nie udały, jak podglądnięty (jest takie słowo?) oryginał. Trochę chyba źle zrozumiałam, trochę musiałam zrobić po swojemu...
Cukier dałam zwykły, nie puder, a on zamiast rozpuścić, to się zaczął karmelizować. Potem, mimo intensywnego mieszania z pomocą mojego silnego syna, (mnie już ręka mdlała) chrupiący "piasek" pozostał. Zamiast pistacji, których nie było pod ręką, dałam przyrumienione obrane migdały i dwie garście "dmuchanego" ryżu, żeby zwiększyć objętość, co wyszło "białemu szaleństwu" wyłącznie na dobre. Jednak "takie rzeczy" tylko zimą!

czwartek, 21 stycznia 2010

Mała rzecz, a cieszy - serduszka z galaretki



Wpadłam onegdaj na zabawny pomysł ozdobienia deserów, pewnie nie nowy, ale jakoś ostatnio chyba zapomniany, i postanowiłam dzisiaj się nim pochwalić w krótkim poście. Może się komuś przyda? Na przykład jakiejś Babci, która zechce wnuczki poczęstować lodami czy racuszkami własnej roboty.
Moja babcia dostanie dzisiaj "białe szaleństwo", o którym napiszę jutro, bo jeszcze zdjęcia nie mam.



A to przepis na serca z galaretki: opakowanie galaretki, najlepiej czerwonej, rozpuścić trzeba w połowie zalecanej ilości gorącej wody. Po cierpliwym wymieszaniu aż do całkowitego rozpuszczenia, rozlać musimy galaretkę na dużym talerzu. Jak już porządnie stężeje, to wycinać możemy malutką metalową foremką do pierniczków i ostrożnie przenosić np. do czystego pudełka po lodach lub innego pojemniczka. Do tygodnia nawet można te galaretki trzymać w lodówce i wyjmować w razie potrzeby do dekoracji lodów, bitej śmietany, ciastek czy czegoś. Nie należy kłaść bezpośrednio na gorące desery, jak racuchy czy naleśniki, bo się rozpuszcza! Można obok na talerzyk, jeśli jest biały, to będzie pięknie wyglądało.
Myślę, że przypomnę sobie jeszcze o galaretkowych sercach za miesiąc na Walentynki *+*

wtorek, 19 stycznia 2010

Kwaśna surówka z kardamonem

Z fizjologicznych przyczyn, zimą smak kwaśny jest dla nas szczególnie miły (witamina C), ale taka surówka może być jedzona przez okrągły rok. Jest orzeźwiająca, lekka i prosta w przygotowaniu. Jej zimowa zaleta to fakt, że doskonale dopełnia dania z nieco cięższych mięs, które zwykliśmy zimą jadać.

składniki:

- kawałeczek kapusty pekińskiej wielkości pięści
- 1 duży ogórek konserwowy
- garść marynowanych pieczarek
- 1 nieduża szara reneta lub inne kwaśno-słodkie jabłko
- 2-3 łyżki majonezu
- 1 łyżeczka przyprawy warzywnej
- ½ łyżeczki kardamonu mielonego

wykonanie:
- poszatkować kapustę drobno
- obrać jabłko, wybrać „ogryzek”, pokroić w malutkie kosteczki
- ogórek na półplasterki
- pieczarki na ćwiartki
- dodać majonez, przyprawić, wymieszać.
Uwaga: jeśli ktoś lubi bardzo, to można zaostrzyć sałatkę dodając pół małej posiekanej cebuli.

Łeptowina czyli chińszczyzna dla opornych

wieprzowinaPrzepis ten rekomenduję początkującym kucharzom ze słowami sprytnego Chińczyka ze skeczu kabaretu Ani Mru Mru "Nie rosumie, nie rosumie. Sie uci to rosumie!"
Przyjęłam za zasadę, że "prawdziwie" chińskiego smaku nie da się w europejskich warunkach naśladować, a jedyne, co na ogół wiemy o tzw. chińskiej kuchni (będącej w rzeczywistości najczęściej wietnamską) pochodzi z knajpek, w których lepiej się niczego zbyt dokładnie nie dowiadywać. Podróże do Chin, aby posmakować oryginału, jeszcze oczywiście przed nami, ale tymczasem śmiało można spróbować tego, co nam przedsiębiorczy synowie Azji proponują na naszym gruncie, tyle że po domowemu. Czas przygotowania? To własnie jest ten atut - nie dłużej niż pół godziny całe danie!

Na początek kilka przykazań kuchni azjatyckiej do zastosowania w każdym przepisie:
  • przed rozpoczęciem gotowania wszystko, co trzeba myjemy, obieramy i kroimy na odpowiednie części, układamy pod ręką akcesoria, przyprawy i dodatki (potem wszystko dzieje się za szybko, żeby coś nadrobić)
  • dania smażone wymagają wysokiej temperatury i częstego mieszania, więc dodatek dobrego oleju i szerokie naczynie typu rondel lub głębsza patelnia są niezbędne (nie musi to być wok, woki są przereklamowane) - najlepiej z nieprzywierającą powłoką
  • jeśli nie mamy podanego składnika, a nie jest "tytułowym" składnikiem danego przepisu, zastąpmy go czym innym
  • warzywa muszą być świeże i jędrne (mrożonki tylko w największej ostateczności), ale nie musi być ich dużo
  • mięso może być mrożone (kruszeje wtedy) i wystarczy po 10 dkg na osobę, należy rozmrozić i osączyć z wody
  • przyprawiamy delikatnie, po szczypcie każdej przyprawy
  • idea azjatyckich dań smażonych tzw. "z woka" polega na krótkiej, intensywnej obróbce cieplnej, a następnie doprawieniu przyprawami, sosem sojowym i zwilżeniu bulionem - żadna filozofia; smak dania zależeć więc będzie od użytych składników i ma prawo być za każdym razem nieco inny.

Łiii, Łiii, ŁEPTOWINA czyli WIEPRZOWINA PO CHIŃSKU z papryką

składniki:
- kawałek mięsa wieprzowego (ok. 10 - 15 dkg na osobę) z części szynkowej najprościej, bo zawsze jest chude (to właśnie radziłabym początkującym), łopatki (uwaga, przerastane jest na ogół i trzeba wycinać błonki) lub karczku. Jeśli dostaniemy chudy karczek, to najlepiej, bo jest w miarę tłustawe, nie suche, a kroić można bez wycinania niczego, bo błonek i żył nie ma.
- 1 marchewka
- 1 papryka czerwona lub żółta
- 1 papryka zielona
- 2 gałązki zielonego selera naciowego (te wewnętrzne są delikatniejsze, więc lepiej je zachować na surówkę, a te całkiem z zewnątrz pęczka są zbyt twarde i nadają się lepiej do zupy, trzeba więc wybrać te "środkowe")
- 1 cebula
- ząbek czosnku (niekoniecznie)
- olej do smażenia (tu ilość zależy od ilości i jakości składników oraz rodzaju powierzchni rondla lub patelni użytej do smażenia; Uwaga: całkiem bez oleju się nie da, bo woda zawarta w mięsie osiągnie najwyżej 100 stopni Celsjusza, a to nie wystarczy do zrumienienia mięsa, potrzebujemy dużo wyższej temperatury, a taką osiągnie dopiero mocno podgrzany olej!)
- sos sojowy
- 1/2 szklanki rosołku z kostki lub wywaru mięsnego, a jeśli nie ma to woda z kranu (spokojnie, wygotuje się)
- przyprawy w proszku: po szczypcie imbiru, ostrej papryki i pół szczypty ziela angielskiego (można zrezygnować) lub jakiś inny, własny zestaw ulubionych przypraw, ale nie ziół (bo to charakterystyczne dla kuchni chińskiej nie jest). Można zupełnie z przypraw zrezygnować, ale wówczas ten ząbek czosnku jest wskazany.
- makaron z zupek chińskich (czasem można dostać osobno), 2 uczciwe paczki wystarczą dla 3 osób. Może go zastąpić ugotowane spagetti.

wykonanie:
1. Myjemy warzywa. Obieramy czosnek, marchewkę i cebulę, paprykę przekrawamy na pół i pozbawiamy nasion. Marchewkę i łodygi selera kroimy w ukośne plasterki, paprykę w romby, bo ładnie lub w paski, bo szybciej ;) Ząbek czosnku siekamy, a cebulę kroimy w piórka (kierunek noża od korzonka do łodygi, takie łódeczki wychodzą).
2. Umyte, rozmrożone mięso kroimy jakkolwiek w kęsy, które będzie można na raz włożyć do ust; jeśli postanowiliśmy użyć przypraw, to posypujemy nimi kostki/paski mięsa.
3. W głębokim naczyniu zalewamy makaron wrzątkiem, jak zmięknie odcedzamy.
4. Rozgrzewamy kilka łyżek oleju i wkładamy mięso (ostrożnie będzie pryskać). Mieszamy drewnianą łopatką/łyżką, żeby zrumieniło się ze wszystkich stron; potrwa to kilka minut. W tym czasie można dorzucić posiekany czosnek.
5. Następnie wrzucamy wszystkie warzywa i rumienimy razem z mięsem; kolejne kilka minut, aby tylko zmiękły.
6. Polewamy potrawę sosem sojowym (przemieszać, niech wszystko nasiąknie), a potem wodą lub rosołem (nie za dużo, chodzi tylko o obniżenie temperatury w rondlu) i dusimy całość jeszcze chwilkę. Przykrycie pokrywką pomoże zatrzymać parę i mięso będzie bardziej miękkie. Cały "pobyt" potrawy na patelni nie powinien przekroczyć 20 minut, ale ma to być intensywne 20 minut ;D
7. Mięso z warzywami wybieramy łopatką na talerze tak, aby nieco sosu jeszcze w rondlu zostało, a tymczasem dajemy tam makaron chiński lub szpagety i podgrzewamy melądając, żeby cały był gorący i wytarzany w sosie. Wykładamy mięsu do towarzystwa i... pałeczki w dłoń!!!

piątek, 15 stycznia 2010

Blok czekoladowy inaczej

I znowu słodkie, raz za razem, ale nie chcę przegapić akcji Kakaowy Przegląd i nie dodać do niej swoich trzech groszy. A nawet nie całkiem swoich, tylko jakby pożyczonych, bo przepis wypatrzyłam w Lawendowym Domu. Oczywiście przerobiłam go tak, że mogę solennie zapewnić: mój jest jeszcze bardziej kaloryczny, tłusty i zabójczy dla BMI ;D

Za to wydał mi się przekąską odpowiednią dla zakuwających studentów, więc upozowałam go wdzięcznie na tle podręcznika.

składniki:
1 szklanka cukru
1szklanka wody
1 kostka masła
4 kopiate łyżki kakao
2 kopiate łyżki kawy rozpuszczalnej
30 dkg mleka w proszku (czyli mniej niż u pani Lipov)
garść (ok. pół szklanki) "dmuchanego" ryżu
garść chrupek kukurydzianych o smaku orzechowym
pół szklanki pokruszonych herbatników (niekoniecznie)
1 szklanka lub nawet 1 i 1/2 posiekanych bakalii i orzechów (dałam: suszone wiśnie, żurawinę, rodzynki, pokrojone morele, daktyle, figi i śliwki oraz orzeszki ziemne, laskowe i migdały)
2 łyżki mocnego alkoholu (np. whiskey, wódka) do namoczenia bakalii (niekoniecznie, ale polepsza smak i konsystencję, alkoholu nie czuć w deserze, tylko przypomina on nadzienie dobrych czekoladek)
waflowe miseczki (niekoniecznie)

wykonanie:
Pierwsze pięć składników zagotować w rondlu i dobrze pomieszać, żeby rozpuścił się cukier. Gdy trochę przestygnie, dodać mleko w proszku, alkohol i wymieszać. Następnie dodać orzechy, bakalie i "wypełniacze" (chrupki, ryż i ewentualnie herbatniki), delikatnie wmieszać w masę. Nałożyć ściśle ubijając do waflowych miseczek lub wyścielonych folią spożywczą salaterek. Potrzymać w chłodzie co najmniej 2 godziny. Deser z salaterek wyłożyć na talerz przed pokrojeniem, a ten w waflowych miseczkach kroi się razem z opakowaniem.
Wszystkim smakuje!

czwartek, 14 stycznia 2010

Bluźniercze ciągutki























Od początku roku, wobec tej aury zimowej chyba, mam grzeszną chęć na słodycze. Raz po raz znajduję coś na blogach i wypróbowuję na sobie. Trochę pozwalam też zjeść mężowi i dziecku ;) o ile to nie jest dla nich przysmak zbyt egzotyczny. A takim okazały się glutowate ciągutki, na które przepis znalazłam w Misz Maszu, gdzie zwane są mordoklejkami, a które wyszły mi jednak trochę inaczej (no i bez czekolady zrobiłam).
Ciągnąca konsystencja kojarzy się jak najgorzej, ale nie zalepia buzi zbyt dokładnie, toteż po pierwszej natychmiast pakuję do buzi kilka następnych grudek słodkiego zła. Wczoraj odkryłam, że są pyszne z masłem fistaszkowym; smakują jak firmowy batonik.
Przepis jest w zasadzie ten sam, jak u Marghe, lecz w moich jest łyżka syropu klonowego zamiast złotego syropu (nie chciałam napoczynać całej puszki) i cukier trzcinowy zwany "złotym" właśnie, a nie ten całkiem brązowy. Za to odrobinę mi się przypaliły i mają mocno karmelowy smak.
Summer Fun Cthulhu poleca!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Teraz misiu ;)


Od dawna byłam ciekawa, jak to smakuje, a będąc w "ciepłych krajach" nie miałam czasu spróbować ^-^
Moje tiramisu jest kompilacją przepisu mojej koleżanki Joasi oraz Kuby, co pichci z moimi dzikimi fantazjami smakowymi. Okazało się dość winne w smaku, z powodu serka Turek kupionego na wagę w pewnym supamaka. Przepisu nie będę tu powtarzać za Kubą, nadmienię tylko, że likier był ten, co trzeba, glazurowane biszkopty również (nawet na ich opakowaniu było zdjęcie porcji tiramisu) ale z wina zrezygnowałam, za to do kremu dodałam nieco likieru "Vaječný cream" (czeski odpowiednik adwokata). Deser jest równie dobry w dniu przygotowania jak dnia następnego. Skąd nazwa "teraz misiu"? Przyniósł ją skądś mój mąż, a że podobno tiramisu znaczy "poderwij mnie", to jakoś mi spasowało określenie czasu. Do kupy wychodzi "Poderwij mnie TERAZ, misiu!" :D
Wiem, bardzo śmieszne ;D
tiramisu


niedziela, 10 stycznia 2010

Przyjaciółki zmarzluchów :)

ZUPY - zło konieczne, jak powiada mój syn. Gada, gada, ale w mroźny dzień zupkę zjada. Szczególnie mięsną, sycącą z wieloma smakowitymi śmieciami. Dziś słów kilka o tym, jak mieć zawsze ciepłą zupę w domu nie przepracowując się zbytnio.
Przede wszystkim warto poświęcić kilka godzin raz na dwa tygodnie na zrobienie dużej ilości "bazy" do zup. Bazą może być zwykły rosół drobiowo wołowy - polecam do zup delikatniejszych, albo wywar warzywno wieprzowy - tańszy i idealny do zup o wyrazistym smaku. Mając takie "bazy" w pogotowiu, nalane do słoików na gorąco, zakręcone twistem, żeby "chwyciło" i trzymane w lodówce (wieprzowe nawet 2 tygodnie, drobiowe lepiej zamrozić w plastikowych pojemnikach), możemy robić codziennie inną zupę i rodziny nie zanudzać.
Dzisiaj polecam trzy z takich "szybkich" zup: przaśną, kwaśną i orientalną.

ZUPA ZIEMNIACZANO FASOLOWA PRZYPRAWIONA KARI
Wystarczy zagotować wywar z pokrojonymi w dużą kostkę ziemniakami i łyżką przyprawy curry, a jak ziemniaki dochodzą, dorzucić pół puszki fasoli. Dodatkowo okrasiłam i upiększyłam ją podsmażonym boczkiem (można na nim zrobić zasmażkę z łyżeczki mąki), drobniutko pokrojoną ostrą papryczką i dodaną na sam koniec gotowania zieloną cebulką. Zagęściłam odrobiną pokrojonych warzyw z gotowania wywaru. Śmietana jest pożądanym dodatkiem do tej zupy.


ZUPA SZCZAWIOWA PRZEPIS MOJEJ TEŚCIOWEJ
Do tej zupy należy koniecznie dodać mięso obrane z kości, na których gotował się wywar i pół słoika duszonego szczawiu, który ja otrzymuję od teściowej z jej własnej uprawy, a który można kupić w dobrze zaopatrzonym sklepie osiedlowym. Niezbędnym dodatkiem jest jajko gotowane na twardo (można układać na talerzach i zalewać zupą lub posiekać wszystkie i wrzucić do garnka) oraz nieco kwaśnej śmietany. Podajemy tę zupę w towarzystwie ziemniaków okraszonych skwarkami lub smażoną cebulą, które je się jednocześnie z zupą.

ZUPA MISO WEDŁUG PORAD BRUCZKOWSKIEGO
Odważyłam się zrobić tę zupę po przeczytaniu "Bezsenności w Tokio" Marcina Bruczkowskiego i okazała się smaczna. Powinno w niej się znaleźć się nieco świeżego mięsa np. plaster schabu, pół piersi z kurczaka lub befsztyk drobno pokrojone rzucamy do garnka na łyżkę tłuszczu, jak tylko się zetnie, zalać rosołem i dodać trzeba warzywa - garść mrożonej "włoszczyzny krojonej w paski" może być, łyżka już ugotowanej drobnej fasolki mung albo innego rodzaju, posiekany seler naciowy i mini kolby kukurydzy ze słoiczka, pieczarki. Pod koniec gotowania dodaje się łyżkę pasty lub proszku miso i to cała jej "orientalność". Literatura kucharska nie zaleca gotowania już w tym momencie, ale ja wolę przegotować to miso, które było konfekcjonowane przez firmy polskie, bo wiadomo, że musieli odhermetyzować oryginalne opakowanie.
W przeciwieństwie do dwóch poprzednich ta zupa jest lekka i raczej nie może stanowić obiadu sama w sobie, ale jest dobrym jego początkiem.

środa, 6 stycznia 2010

Niekoszerny kugiel


Cóż, koszerny być nie może, bo wykonany przez gojkę w nieżydowskiej kuchni, gdzie surowe zasady kaszrut - religijnej czystości, nie mogą być zachowane. Nawet naczynie użyte do zapiekania to nie kugiel prawdziwy - gruba, pewnie ceramiczna, brytfanna, ale zwykła blaszka na ciasto. Ale kugiel jak najbardziej żydowski, przepis z książki Lee Gold, amerykańskiej koszernej Żydówki, ale oczywiście zmodyfikowany.
Kugle mogą być różne, bo jest to cała grupa potraw, które łączy sposób przyrządzania: długie zapiekanie w niezbyt wysokiej temperaturze, najlepiej pod przykryciem. Potrawy tego typu Anglicy nazwaliby zapewne puddingiem. Dla mnie to rodzaj zapiekanki. Pobożne Żydówki wymyśliły ją zapewne po to, aby pogodzić zakaz wszelkiej pracy w czasie szabasu i konieczność zjedzenia czegoś ciepłego. Oczywiście Żydówki aszkenazyjskie (Europa Środkowa i Wschodnia), bo Sefardyjczycy (Południowa Europa, Bliski Wschód) mieli ciepło i w sobotę jedli zapewne oliwki z chlebem.

KUGIEL Z KLUSEK I SERA

składniki:
25 dkg makaronu jajecznego (wstążki lub nitki)
6 dkg masła (ok. 1/4 kostki) roztopionego
ok. 10 dkg cukru (1/2 szklanki)
25 dkg (1 szklanka) śmietany
25 dkg białego sera zmielonego lub roztartego
(zamiast 2 powyższych składników może być 1/2 kg serka śmietankowego do wypieków)
4 jajka
cukier waniliowy do smaku (1 łyżeczka wystarczy) lub skórka cytrynowa otarta z jednej cytryny
na przybranie: brązowy cukier, płatki migdałów, trochę masła
oraz trochę masła do wysmarowania formy

wykonanie:
1. kluski vel makaron ugotować al dente w osolonej wodzie
2. w duuużej misce zmieszać pozostałe składniki (z wyj. przybrania) i wymieszać z makaronem
3. wysmarować masłem naczynie do zapiekania (brytfanna, blaszka, co tam macie) i włożyć tam masę kluskowo-jajeczno-serową
4. połączyć migdały, brązowy cukier i masło i rozsmarować na wierzchu zapiekanki (tak mowi oryginalny przepis, ja posypuję równo najpierw platkami migdałów, potem cukrem, a masło rozkładam w postaci ustruganych płatków)
5. piec 1 godzinę w temperaturze 180 stopni

I moja zasadnicza modyfikacja: robię to zawsze z podwójnej ilości, bo jest pyszne! Daję wtedy zarówno twaróg i śmietanę jak i wiaderko serka śmietankowego. Osobiście wolę z makaronu nitki niż z klusek wstążkokształtnych; konsystencja jest bardziej jednolita. Bardziej mi odpowiada aromat waniliowy niż cytrynowy.

Kugiel można jeść zaraz po upieczeniu, można na zimno jak ciastko (wygląda lepiej pieczony w prostokątnej dużej blasze i krojony na kwadraty), można również odgrzać w mikrofalówce lub na patelni na odrobinie masła.

Na zdjęciu jest KUGIEL KOKOSOWY - BARDZIEJ DIETETYCZNY bez masła i śmietany

składniki:
1/2 kg makaronu "krajanka"
1/2 kg twarogu
1 puszka mleka kokosowego (250 ml)
6 jajek
do przybrania: grubo starty kokos, biały cukier

wykonanie: jak powyżej. Niestety jest trochę suchawy jak to zwykle potrawy dietetyczne ;) Należy go popić mlekiem.



Wersja pierwsza, kugiel oryginalny - z masłem i śmietaną - jest znacznie lepszy i tej wersji będę się trzymać! :D
Korci mnie, żeby dla żartu dodać ten przepis do akcji Z widelcem przez kuchnię obu Ameryk, bo przecież Żydów w Stanach Zjednoczonych jest mnóstwo, a książka, z której kuchnię koszerną poznałam jest książką amerykańską, ale chyba dam sobie spokój z wygłupami (na jakiś czas).

wtorek, 5 stycznia 2010

Śledzie po śląsku

śledź harynek
Tego harynka* zrobiłam wg przepisu z książki Wery Sztabowej "Krupnioki i moczka czyli gawędy o kuchni śląskiej", tylko bez boczku, bo jak go kupowałam to nie wiedziałam jeszcze jak będzie przyrządzony i o żadnej wędlinie nie pomyślałam.
W trakcie przyrządzania zapomniałam też dodać śmietanę, więc mój śledź jest zwarty i można go śmiało użyć jako pasty do kanapek. Trzeba być smakoszem, żeby to lubić; wielu odrzuca sam zapach śledzi, ale jak już człowiek polubi, to ma wiele radości z tej pożytecznej a skromnej rybki.
Jajeczna ozdoba jest moim własnym pomysłem, a robiąc ją śpiewałam (nie wiem, dlaczego): Les petits poissons dans l'eau nagent, nagent, nagent, nagent, nagent, Les petits poissons dans l'eau nagent aussi bien que les gros!
A tak powinno to być wykonane:
50 dkg (ja miałam 2 dorodne) solonych śledzi wymoczonych porządnie, obranych ze skórki i pozbawionych ości
3 jajka na twardo
15 dkg kiełbasy lub wędzonego boczku
1 duża cebula posiekana (miałam tylko 1 małą)
1 szklanka śmietany
siekana zielona pietruszka (nie miałam, więc nie dałam i już)
Wszystko to razem trzeba zmielić i wymieszać. Ja użyłam blendera, ale nie radzę, bo drobne ości (zawsze jakieś zostają) owijają się wokół noża i można zniszczyć urządzenie; lepiej zmielić w maszynce do mięsa, jeśli się ją ma.
Podaje się to do ziemniaków w mundurkach z masłem. Jest słone i bardzo... rybne.
Była to dawniej na Śląsku potrawa postna (ciekawe, że z boczkiem lub kiełbasą), ale do mnie się ten tłusty śledź na stoisku rybnym tak uśmiechnął... tak wołał "zjedz mnie, zjedz!" że musiałam go sobie przyrządzić. Chłopy zjadły, bo nie miały wyboru ;)
Na przekąskę karnawałową z chlebkiem pełnoziarnistym nadaje się ten harynek świetnie!
* tak ponoć mówią gdzieś na Górnym Śląsku wg W. Sztabowej, spodobała mi się ta nazwa; przypuszczam, że to zniekształcone niemieckie słowo hering - śledź

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Najprostsze i najtańsze krewetki z porem i cukinią


Danie na co dzień, niezbyt wykwintne, ale zadowalające miłośników krewetek bez konieczności rujnowania się na składniki ;) I dziecinnie łatwe do przyrządzenia; nie da się tego zepsuć!

trzeba nam:
20 - 30 dkg (kilka garści) mrożonych krewetek koktajlowych
1/2 małej, zdrowej cukinii z ładną skórką
1/2 pora (biała część)
1 - 2 ząbki czosnku
uczciwa szczypta imbiru w proszku
sos rybny (niekoniecznie, może być sojowy)
2 łyżki oleju do smażenia
gotowany ryż do podania

co robimy:
- rozmrażamy krewetki (polać ciepłą wodą - będzie szybciej)
- umyte warzywka kroimy: cukinię na ćwierć-plastry, pora na plasterki bądź półplasterki
- drobniutko siekamy czosnek
- na patelni smażymy pora z czosnkiem, dosłownie przez momencik, niech tylko zmięknie
- dodajemy cukinię i tę również tylko przemieszać proszę, aby nie straciła jędrności
- następnie krewetki, mieszać, mieszać! Niech przejdą aromatem czosnku.
- w tym momencie posypać imbirem
- a potem doprawić sosem rybnym bądź sojowym.

Nie dopuścić, żeby cukinia zmiękła, a krewetki stwardniały, ale jeśli się tak stanie to też zjedzcie, a następnym razem smażcie jeszcze krócej!
Jedzcie pałeczkami, żeby nie zniknęło za szybko ;D Najlepiej to smakuje z ryżem uparowanym na sposób chiński lub japoński. A o sposobach gotowania ryżu - obiecuję - opowiem innym razem.

piątek, 1 stycznia 2010

Jagnuggets'y - ulubiona przekąska mojego syna

nuggets
Które dziecko nie lubi fast foodów? I która matka w końcu nie ustąpi kupując mu "tylko wyjątkowo" jakiegoś hamburgera czy hot-doga? Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Na szczęście jest na to sposób: od czasu do czasu zrobić fast fooda w domu. Wtedy, po pierwsze, wiemy z czego jest, a po drugie możemy "odczarować" pokusę i powab jedzenia "innego niż w domu".
Tak powstały jagnuggets - malutkie kąski piersi z kurczaka, posolone i przyprawione czosnkiem, panierowane kolejno w mące, rozbełtanych jajach i bułce tartej, a następnie usmażone na złoto-brązowo w głębokim tłuszczu i nieco odsączone z owego tłuszczu na papierowych ręcznikach (jak by ktoś nie zauważył, to przydługie zdanie jest kompletnym przepisem na tę przekąskę).
Zdrowe to specjalnie nie jest - sporo tłuszczu złączonego z węglowodanami w jednym daniu, ale młodym organizmom to jeszcze tak bardzo nie szkodzi, za to możemy wcisnąć niejadkom trochę białka nieco solidniejszego niż to z pudełka serka o dziwnej nazwie ;) Nie bez znaczenia jest za to cena produktu w tzw. "restauracjach" w porównaniu do kosztorysu domowej potrawy:
(w ilości imprezowej)
- 1 kg piersi z kurczaka 13 zł
- olej do smażenia 5 zł
- 3 jajka 1,20 zł
- bułka tarta 2 zł
- sól, przyprawy, trochę mąki - to zawsze jest w domu, więc nie liczę
Efektem - wielki stos złocistobrązowych "orzeszków", których nazwę strawestowaliśmy kompilując z pierwszą sylabą nazwiska ;)
Oczywiście na jedną kolację dla małych dzieci robi się dużo mniej, więc nie kosztuje prawie nic!

Jeszcze jedna zaleta takiego prostego i smakowitego jedzonka: łatwo zachęcić młodego człowieka do pomocy w kuchni i bezbolesnej nauki gotowania.


Przepis dodany do akcji Kuchnia świąteczna i noworoczna.