Fiołki.
Przycupnięte, jeszcze nie wiedzą, co je czeka...
W galaretce, dokładnie wg przepisu Monsai:
- dwie szklanki wody
- sok z 1 cytryny
- 3 łyżki cukru
- dwie garście płatków z fiołka wonnego lub leśnego (obierając je faktycznie fioła można dostać)
- żelatyna spożywcza - ilość uzależniona od podanej proporcji na opakowaniu, ograniczona do ilości wody jaką używamy (dałam 3 łyżeczki takiej w proszku)
Wodę wlewamy do rondelka, dodajemy sok z cytryny i cukier.
Gotujemy do wrzenia. Odstawiamy z gazu i dodajemy żelatynę. Natychmiast energicznie mieszamy, by cała się dobrze rozpuściła, dosypujemy płatki fiołków -wcześniej przepłukane na sitku wodą. Mieszamy delikatnie i odstawiamy do przestudzenia.
Ostudzoną galaretkę przelewamy do foremek i wstawiamy do lodówki, by stężała.
Nie umiem wyjąć galaretki w całości z pojemnika, dlatego na moich zdjęciach są te fioletowe meduzy przypominające przeciwników, z którymi walczy się w japońskich erpegach (kto grał w Final Fantasy VII albo w Chrono Cross, temu na pewno widok ten wyda się znajomy). Galaretka była bardzo dobra w smaku - orzeźwiająca i kwaskowa, co jest zaletą każdej galaretki, niezbyt słodka i bardzo ładnie pachnąca fiołkami. W połączeniu ze smakiem, aromat ten nie kojarzył się już perfumeryjnie, tylko jak najbardziej spożywczo. Dziękujemy za przepis, Monsai!
Przycupnięte, jeszcze nie wiedzą, co je czeka...
W galaretce, dokładnie wg przepisu Monsai:
- dwie szklanki wody
- sok z 1 cytryny
- 3 łyżki cukru
- dwie garście płatków z fiołka wonnego lub leśnego (obierając je faktycznie fioła można dostać)
- żelatyna spożywcza - ilość uzależniona od podanej proporcji na opakowaniu, ograniczona do ilości wody jaką używamy (dałam 3 łyżeczki takiej w proszku)
Wodę wlewamy do rondelka, dodajemy sok z cytryny i cukier.
Gotujemy do wrzenia. Odstawiamy z gazu i dodajemy żelatynę. Natychmiast energicznie mieszamy, by cała się dobrze rozpuściła, dosypujemy płatki fiołków -wcześniej przepłukane na sitku wodą. Mieszamy delikatnie i odstawiamy do przestudzenia.
Ostudzoną galaretkę przelewamy do foremek i wstawiamy do lodówki, by stężała.
Nie umiem wyjąć galaretki w całości z pojemnika, dlatego na moich zdjęciach są te fioletowe meduzy przypominające przeciwników, z którymi walczy się w japońskich erpegach (kto grał w Final Fantasy VII albo w Chrono Cross, temu na pewno widok ten wyda się znajomy). Galaretka była bardzo dobra w smaku - orzeźwiająca i kwaskowa, co jest zaletą każdej galaretki, niezbyt słodka i bardzo ładnie pachnąca fiołkami. W połączeniu ze smakiem, aromat ten nie kojarzył się już perfumeryjnie, tylko jak najbardziej spożywczo. Dziękujemy za przepis, Monsai!
O jak się cieszę, że jest więcej osób co mają fioła na punkcie fiołków:)
OdpowiedzUsuńO! I nawet nie wiem, od jak dawna ten fioł we mnie kwitnie, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować. To dzięki Tobie porwałam się na to!
OdpowiedzUsuńFiołki nie chwaląc sie ja zbierałem, ale pomysł z galaretką był Muscat. Naprawdę niezła!
OdpowiedzUsuń"Roślina objęta w Polsce ścisłą ochroną."
OdpowiedzUsuńNajwazniesze, ze smakowalo, nieprawada ?