czwartek, 19 listopada 2009

Z dynią jeszcze nie skończyłam... :)

zupa dyniowa
Od razu przyznaję: nauczyłam się gotować tę zupę z programu Roberta Makłowicza - mojego wielce szanowanego guru i miszcza :) ale robiłam ją już tyle razy, że przepis uważam za przyswojony na tyle, żeby się nim chwalić. Zresztą nastąpiły pewne uproszczenia receptury, np. zrezygnowałam z zagęszczania żółtkami.

ZUPA DYNIOWA
składniki:
-wnętrze wydrążonej dyni bez pestek i włókien
-masło
-rosół (może być z kostki)
-czosnek
-zmielona gałka muszkatołowa
-słodka śmietanka (najlepsza kremówka)
-grzaneczki lub groszek ptysiowy

wykonanie:
1. w garnku pod przykryciem dusimy miąższ dyni na maśle (nie żałować masła!), dość szybko mięknie, chodzi o to, żeby nie pachniał surowizną (jak mamy mało dyni, można dodać ziemniaczka, ale to bardzo nie dietetyczne, a fe!)
2. miksujemy go blenderem z dodatkiem ząbka czosnku
3. suto doprawiamy tym, co Muscat lubi najbardziej czyli gałką muszkatołową, dodajemy kostkę rosołową lub rosół i zagotowujemy
4. zabielamy śmietanką, dekorujemy grzankami lub groszkiem ptysiowym i gotowe!

Trudno - do kompletu - nie zamieścić tego przepisu, ale ponieważ publikowałam go już kilka razy w różnych miejscach, to tutaj okraszę dodatkowymi informacjami. Np. o tym, że na Śląsku z dyni, zwanej banią, robiło się kiedyś zupę mleczną z zacierkami (taki rodzaj domowych kluseczek jajecznych). Nigdy nie próbowałam, jakoś mnie nie kusi, ale przypuszczam, że nie będąc kwaśną, dynia nie ścina mleka i efekt jest podobny jak w mojej zupie-kremie; tylko po co to słodzić jeszcze? Może małym dzieciom by smakowało?
A inna ciekawostka: we Francji podają taką dyniową zupę-krem z miseczką mocno wysmażonych skwarków z boczku, które się do niej sypie tuż przed konsumpcją, żeby nie straciły chrupkości. W ogóle mam wieści z pierwszej ręki o panującej we Francji modzie na zupy-kremy w różnych kolorach: zielona z brokułów, biała z kalafiora, czerwona, żółta, pomarańczowa... sami sobie wymyślcie z czego :) To wielka nowość w tym kraju, bo normalnie, to oni podobno miksują każdą zupę, a ponieważ te przeważnie są wieloskładnikowe, to doprawdy... no, efekt kolorystyczny musi być nieciekawy. Bawiliście się kiedyś, jako dzieci, mieszając farbki i próbując otrzymać różne efekty z tzw. koła barw? A pamiętacie, co wychodzi jak zmieszać wszystkie kolory? :D
No, to na koniec dodam jeszcze PRZEPIS NA GRZANECZKI:
Kiedy mamy czerstwy chlebek, pokrojony w niezbyt cienkie kromki, a następnie w kwadraciki, trójkąciki, czy co tam nam wyjdzie po odkrojeniu skórki, rozkładamy go na folii aluminiowej lub papierze do pieczenia na kratce w piekarniku i w temperaturze 100 - 120 stopni suszymy i lekko zrumieniamy (termoobieg jest pomocny, jeśli ktoś ma takie coś w piekarniku). Przechowywać trzeba w szczelnie zamkniętym słoiku lub puszce, bo przestaną chrupać.

4 komentarze:

  1. Moja ulubiona jesienna zupa! W tym roku nie zrobiłam, bo dla samej siebie nie chciało mi się robić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze przypomniał mi się kompot z dyni i marmolada dyniowa. Napiłabym się takiego kompotu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww ... Aż się głodna stałam ;]

    ~Nita

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za komentarze, dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń