środa, 19 maja 2010

Obiady pod groźbą powodzi - zupa misio

Od trzech dni siedzimy wśród spakowanych pudeł, toreb i plecaków. Rowery, wyniesione z zagrożonej piwnicy, stoją w mieszkaniu. W pewnym momencie pralka i kuchenka były już odmontowane, gotowe do wyniesienia na wyższe piętra kamienicy. Komputer też. Z lodówki zdjęłam wszystkie magnesy przytwierdzające ważne notatki; dziwnie wygląda taka goła. Książki położyliśmy na najwyższych półkach pod samym sufitem mając nadzieję, że woda tam nie dojdzie (chociaż w 1997 doszła). Ciągle jeszcze nie jestem pewna, czy teraz już można się rozpakować. Ale ileż tego można będzie wynieść w razie czego?
W końcu tak się przyzwyczailiśmy do stanu... hm... pewnego napięcia ;) że zaczęliśmy normalnie, twardo spać w nocy, a ja nie tylko przygotowałam w miarę normalny obiad, ale nawet zrobiłam kilka zdjęć. Wczorajsze byłyby ciekawsze, bo jedliśmy nasze jajka i brokuły z ziemniakami obok stołu, na którym przygotowane do wyniesienia stały spakowane torby i airsoftowa replika pistoletu maszynowego, ale dzisiaj zarządziłam obiadowy powrót do normalności. Wprawdzie to tylko ryba w tajskim sosie ze słoiczka (podobnie jak wczorajsze brokuły poddała się akcji "opróżnianie zamrażalnika w razie gdyby wyłączyli prąd i wszystko się rozmroziło") ryż i zupa misio podrasowana kostką tajskiego odpowiednika Knorra* (dziękuję, siostro!) ale przywróciły nam odrobinę stołowej godności :)

ZUPA MISIO
- pełna garść drobniutko poszatkowanej białej kapusty
- ok. 2/3 litra wody
- 1 ziemniak pokrojony w półplasterki
- 1 kostka bulionu o smaku grzybów shitake (sproszkowany bulion rybny, przeznaczony do tej zupy, został bowiem spakowany do ewakuacji wraz z innymi cennymi ingrediencjami)
- 3 suszone grzyby shitake
- 2 łyżki jasnej pasty miso (miałam jej koreański odpowiednik, bardzo smaczny)
- trochę pokruszonych nori
- odrobinę pociętej zielonej cebulki
- trochę soku z utartego korzenia imbiru (dodatek wskazany zimą i podczas tak zimnych, mokrych dni jak obecnie)

Woda z kapustą gotuje się na ponownie podłączonym gazie :)
Kiedy kapucha miękka, dodajemy ziemniaka, grzyby i kosteczkę bulionową, a po chwili, kiedy i ziemniak zmięknie, miso rozrobione odrobiną zupy w filiżance. Od tej chwili zupę tylko grzejemy kilka minut nie dopuszczając do silnego wrzenia - miso musi się dobrze połączyć z resztą składników lecz nie powinno stracić swoich właściwości żywności fermentowanej. Dodajemy zieleninę i sok imbirowy (niekoniecznie).

Zupa misio (celowo zniekształcam pisownię, żeby podkreślić prawidłową wymowę, czynię tak za Bruczkowskim) jest łatwa i szybka w przygotowaniu. Jestem pewna, iż Japończycy robią ją nawet w czasie trzęsień ziemi - toteż naturalne wydało mi się ugotować ją pod groźbą powodzi :D


*Identyczny wygląd kostki i kolorystyka loga, tylko nazwa wydrukowana dziwnym pismem, najprawdopodobniej tajskim.

3 komentarze:

  1. Muscat, trzymaj się!
    Trzymam kciuki, że będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Thx! Będzie dobrze... nawet niebo jakieś jaśniejsze i ptaszki świergolą. Pójdę zobaczyć za wał, czy woda dalej stoi czy może już opada.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, to musi być straszne... trzymam kciuki, by wszystko zakończyło się dobrze. Dużo siły życzę!

    OdpowiedzUsuń