
Taki obrazek pamiętam z dzieciństwa: siedzi sobie tata w kuchni i powoli, dokładnie sieka cebulkę na drobno. Na sałatkę pomidorową, na syrop cebulowy, a czasem do śledzia. Śledzia robił tata, bo mama - wychowana w zupełnie innej tradycji kulinarnej, dwumetrowym kijem by go nie dotknęła ;D Mnie i siostrze śledź smakował. Siostra, jak dorosła, zaczęła robić podobnego śledzia i przynosiła mi trochę, ale ten tutaj jest mój.
Potrzebne 2 dorodne solone śledzie, które trzeba dobrze wymoczyć (można na noc w zimnej wodzie zostawić), 2 drobno pokrojone cebule i dużo oleju lub oliwy. Ja zapachu oliwy nie lubię, więc daję olej.
Śledzie trzeba odfiletować, obrać ze skórki i pokroić na dzwonka. Jak ktoś chce sobie uprościć, to niech kupi już odfiletowane matiasy, ale nie będzie miał frajdy z wyjadania ikry (mmmniam!). Wymieszać z cebulką, której musi być dużo, śledź ma przejść jej zapachem, zalać olejem lub oliwą i zostawić do przegryzienia się na drugi, a nawet na trzeci dzień. Powinien być przyciśnięty. Pamiętam, że tata układał go w jakimś naczyniu, wkładał tam talerzyk i coś ciężkiego na nim kładł; wynosił do spiżarki (takie małe nieogrzewane pomieszczenie przy kuchni, bardzo praktyczne). Mojego śledzia upchnęłam w słoiku i przechowuję w lodówce.
Tej cebuli i oleju można potem nie jeść - wystarczy trochę kawałeczki ryby otrzepać. Po odpowiednio długim macerowaniu, śledzia kładziemy np. na kanapki z czarnego chleba
posmarowane masłem, robimy z niego koreczki albo podajemy jako sałatkę.
Jest to pyszna, słona przekąska, przystawka do mięsnego obiadu lub zakąska do zimnej wódki. Równie dobry z ziemniakami w mundurkach jako postny obiad.
Przepis, który podała mi siostra, jest tak prosty, jak tylko może być. Dlatego nie będę sobą, jeśli następnym razem nie dorzucę liścia laurowego i kilku ziarenek ziela angielskiego oraz pieprzu.
No, ledwie zdążyłam skończyć jeszcze w Śledziowym tygodniu!
Potrzebne 2 dorodne solone śledzie, które trzeba dobrze wymoczyć (można na noc w zimnej wodzie zostawić), 2 drobno pokrojone cebule i dużo oleju lub oliwy. Ja zapachu oliwy nie lubię, więc daję olej.
Śledzie trzeba odfiletować, obrać ze skórki i pokroić na dzwonka. Jak ktoś chce sobie uprościć, to niech kupi już odfiletowane matiasy, ale nie będzie miał frajdy z wyjadania ikry (mmmniam!). Wymieszać z cebulką, której musi być dużo, śledź ma przejść jej zapachem, zalać olejem lub oliwą i zostawić do przegryzienia się na drugi, a nawet na trzeci dzień. Powinien być przyciśnięty. Pamiętam, że tata układał go w jakimś naczyniu, wkładał tam talerzyk i coś ciężkiego na nim kładł; wynosił do spiżarki (takie małe nieogrzewane pomieszczenie przy kuchni, bardzo praktyczne). Mojego śledzia upchnęłam w słoiku i przechowuję w lodówce.
Tej cebuli i oleju można potem nie jeść - wystarczy trochę kawałeczki ryby otrzepać. Po odpowiednio długim macerowaniu, śledzia kładziemy np. na kanapki z czarnego chleba

Przepis, który podała mi siostra, jest tak prosty, jak tylko może być. Dlatego nie będę sobą, jeśli następnym razem nie dorzucę liścia laurowego i kilku ziarenek ziela angielskiego oraz pieprzu.
No, ledwie zdążyłam skończyć jeszcze w Śledziowym tygodniu!